Pachnący kącik 14 - Kringle Candle, Fresh cut grass
Dzisiaj kolejny zapach Kringle Candle.
Pierwszy, jaki z tej firmy zakupiłam, gdy na początku grudnia zatęskniłam za wiosną.
Fresh cut grass, zapach wiosny pod postacią świeżo ściętej trawy.
Zapach mnie urzekł, gdy powąchałam go w sklepie, od razu więc go kupiłam.
Jak pachnie po zapaleniu i jaka jest jego moc - o tym niżej.
Przed zapaleniem wosk pachnie, jak jak najbardziej autentyczna kupka zielonej świeżo skoszonej trawy.
Zero chemicznych nut, zero czegokolwiek innego, sama trawa.
Zanim przejdę do zapachu, wspomnę o czymś jeszcze, o czym zapomniałam wspomnieć tydzień temu przy okazji recenzji pierwszego zapachu tej firmy.
Tartaletki Yankee Candle są urocze, ale osoba odpowiedzialna za opakowania wosków Kringle Candle powinna dostać za to jakąś nagrodę.
Zgrabne pudełeczko z pokrywką to mistrzostwo świata. Naprawdę.
Woski Yankee zawsze mnie wkurzały tym, że po otwarciu należy je wrzucić do woreczka strunowego, by nie wywietrzały, a do tego przeważnie strasznie się kruszą.
Ani to praktyczne, ani estetyczne, za to jakie upierdliwe.
Opakowania wosków Kringle uwielbiam za to, że nie muszę się bawić z woreczkami i za to, że wosk jest podzielony na pięć części, nic się nie kruszy, omija się cały ten bałagan.
Pudełeczka są o wiele wygodniejsze w przechowywaniu, niż woreczki, kwestie praktyczne przy woskach Yankee bardzo kuleją po tym, jak już otworzymy wosk.
Koniec chwalenia genialnego opakowania, przejdę do zapachu.
Wosk naprawdę pachnie jak świeżo ścięta trawa.
Przez jakiś kwadrans. Potem nabiera dziwnych ciepłych, niezidentyfikowanych nut.
Nie do końca podoba mi się to, jak ten zapach się rozwija.
Wolałabym, by nie rozwijał się wcale, bo "na sucho" jest naprawdę ładny.
Ostatecznie wosk okazał się być rozczarowaniem, niestety, kilka kolejnych wosków Kringle powtórzyło to nieprzyjemne doświadczenie.
Na koniec dodam, że z około dziesięciu przetestowanych wosków tej marki tylko trzy naprawdę mnie urzekły.
15 komentarze
Szkoda, że ta marka się nie popisała z tymi zapachami.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że zapach wosku przed zapaleniem nie jest taki sam, jak po zapaleniu, wtedy bardzo by mi się podobał.
UsuńA początek brzmiał tak zachęcająco. Lubię zapach świeżej trawy i wolałabym żeby nic dodatkowo się nie rozwijało.
OdpowiedzUsuńJa też lubię zapach skoszonej trawy, kojarzy mi się z latem, a tutaj ta trawa była taka obiecująca :<
UsuńCzyli będę omijać produkty tej firmy:)
OdpowiedzUsuńNiekoniecznie, bo mają kilka naprawdę pięknych i trwałych zapachów :)
UsuńOpakowania to decydowany atut! A co do zapachu to szkoda, że nie czuć trawa dłużej
OdpowiedzUsuńSzkoda, że woski YC nie mają takich pudełeczek.
UsuńPudełeczko faktycznie praktyczne, więc aż dziwne, że takie opakowania w woskach to nie jest standard ;)
OdpowiedzUsuńDziwne no i szkoda, bo przechowywanie takich wosków to bułka z masłem.
UsuńO nie! Czyli trzeba czekać na recenzje pozostałych wosków, żebyś zdradziła które są takie fajne? ;)
OdpowiedzUsuńMi bardzo podpasowały Watercolors i syrop klonowy. (chociaż oba nie mają praktycznie ze sobą nic wspólnego)
Dużo osób chwali Watercolors, ja go jeszcze nie miałam, ale pewnie kiedyś się skuszę.
UsuńMój ulubiony to Secrets, ale bardzo lubię też Provence i Pumpkin frosting :)
Chyba jednak wolałabym po prostu poczekać na koszenie trawy :D.
OdpowiedzUsuńChyba wolałabym po prostu poczekać, aż zacznie się sezon na skoszoną trawę :D
OdpowiedzUsuńTeraz też jestem tego zdania :D
UsuńNie zamierzam tolerować złośliwości i chamstwa,
takie komentarze będą usuwane.
Proszę o wykazanie się kulturą osobistą, dziękuję.