Recenzje filmowe: Niewierni i Step Up Revolution *

Autor 2.4.13 ,


Obejrzałam wczoraj dwa filmy.

Pierwszy z nich to francuska komedia Niewierni.




Dłuuugo się zabierałam do tego filmu, przyznam, że niska średnia na Filmwebie (raptem 4,2/10, już Zmierzch, który dla mnie jest kompletnym filmowym dnem ma wyższą) nie była zbyt zachęcająca. No ale dorwałam wersję z polskim tłumaczeniem i po kilku godzinach wahania zasiadłam do seansu.
Wiele widziałam komedii, które wcale zabawne nie były, i to delikatnie mówiąc. Najlepsze przykłady, to szeroko reklamowane (hasło "Kac Vegas dla kobiet" to kompletna żenada i nieporozumienie) Druhny oraz Wieczór panieński o bardzo podobnej do Druhen tematyce. Pierwszy film okazał się nie tyle mało zabawny, co wręcz przygnębiający, a drugi tak żałosny, że nawet nie wytrwałam do końca. Ale wracając do tematu recenzji, obawiałam się, że produkcja Niewierni też nie będzie mieć wiele wspólnego z komedią i albo się wynudzę, albo popsuję sobie humor. Na całe szczęście obawy się nie sprawdziły, film obfitował w zabawne sceny, chociaż muszę przyznać, że tematyka jest bardzo kontrowersyjna, a słownictwo wulgarne (swoją drogą brawa dla tłumacza za niestosowanie praktyki znanej chociażby z serialu Dexter, gdzie wypowiedzi są ułagodzone do tego stopnia, że ze zwrotu brzmiącego w oryginale "what the fuck?" otrzymujemy w polskiej wersji "ja cię kręcę"...). Z tego względu rozumiem, że wielu kobietom (zakładając, że to one są tą delikatną i wrażliwą częścią ludzkiej populacji) się film nie podoba. Film jest zbiorem krótkich opowiadań, które łączą osoby dwójki głównych aktorów wcielających się w różnych bohaterów. Cechą wspólną tych bohaterów jest to, że zdradzają oni swoje partnerki. Film nie jest nakręcony w poważnej, mogącej zostać serio potraktowaną konwencji, niektóre sceny są wręcz groteskowe - na przykład ciekawska żona otwierająca butelkę szampana, by przy drinku namawiać swojego mężczyznę do zwierzeń na temat zdrad, następująca zaraz potem awantura kończąca się podsumowaniem, że kobiety nie zdradzają, bo potrzebują się zakochać, a mężczyźni mają to we krwi, są zwierzętami i nawet jeżeli mają kochające i oddane partnerki oraz cudowne dzieci, to jedyne o czym są w stanie myśleć, to (uwaga, wulgarny dosłowny cytat) "zerżnięcie połowy Paryża". Równie zabawnie wypadł segment przedstawiający grupę wsparcia dla mężczyzn zdradzających nałogowo. Zostali oni przedstawieni niemal jako nierozumne, żałosne istoty nieumiejące zapanować nad swoim popędem seksualnym. Ogólnie mężczyźni w tym filmie są żałośni - albo są niewolnikami swoich żądzy, albo kompletnymi pierdołami, którzy bardzo by chcieli zdradzić, ale nie radzą sobie z częścią polegającą na zachęceniu potencjalnej kochanki do zbliżenia, albo cwaniaczkami wymyślającymi coraz to nowe i bardziej nieprawdopodobne wymówki dla żony po kolejnej nocy spędzonej poza domem.
Podsumowując: podchodząc do Niewiernych z dystansem (który jest przydatny zwłaszcza przy zakończeniu) można naprawdę dobrze spędzić na seansie czas, ja osobiście film polecam. Dodatkowym plusem jest przystojny i uroczy Jean Dujardin w jednej z głównych ról ;)

Drugim obejrzanym przeze mnie wczoraj filmem jest Step Up Revolution.




Tutaj nie będę się rozpisywać, nie trzeba być Einsteinem, żeby wiedzieć, iż nie jest to kino najwyższych lotów. Ba, to nawet nie jest kino średnich lotów. Ale takich filmów nie ogląda się dla duchowej uczty, ogląda się je, bo są zabijaczami czasu i są całkiem przyjemne dla oka - wiadomo umięśnieni młodzi mężczyźni, ładne i wysportowane kobiety, krajobraz Miami, plaże, słońce, można się rozmarzyć ;) Ktoś na Filmwebie przy jednym filmie z serii Step Up napisał "Taniec: 10/10, gra aktorska 1/10. Podsumowując: 5/10".
I faktycznie, gra aktorska jest właściwie żadna, równie dobrze w filmie mogłyby zagrać roboty. Ale na taniec bardzo miło się patrzy, moją ulubioną sceną jest flash mob w galerii, zwłaszcza scena z tancerkami ucharakteryzowanymi na baletnice, to była prawdziwa uczta dla oka. Muzyka wykorzystana w obrazie nie jest w moim guście, ale tutaj pasowała, bo i ciężko sobie wyobrazić ulicznych tancerzy wywijających kończynami do Mozarta. Nie nudziłam się, ale też mam pełną świadomość tego, że mogłam w tym czasie obejrzeć inną produkcję, która byłaby ambitniejsza i zapadłaby mi w pamięć. Najnowszą część Step Up polecam wyłącznie jako niezobowiązujący czasozabijacz na nudny wieczór :)

* - uprzedzam, mam wyjątkową słabość do płynięcia od tematu do tematu, wplatania miliona wątków i zdań wielokrotnie złożonych.

PODOBNE POSTY

2 komentarze

  1. Ja filmy typu Step Up lubię,bo i taniec bardzo lubię. Moim faworytem jest druga część bo ekipa fajniejsza i przyjemniej się ogląda fabułę,choć niewątpliwie tu tańca jest więcej,więc głownie dlatego ludzie oglądają ten film. A scena z baletnicami to także i moja ulubiona,pięknie wyglądają. Pozdrawiam Lavendowa :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie chyba najbardziej pierwsza część przypadła do gustu :) Filmy Step Up podobają mi się ogólnie dużo bardziej, niż brytyjskie StreetDance.

      Usuń

Nie zamierzam tolerować złośliwości i chamstwa,
takie komentarze będą usuwane.
Proszę o wykazanie się kulturą osobistą, dziękuję.