Pachnący kącik 28 - podsumowanie prawie roku z Yankee Candle

Autor 21.9.15 , , , ,

Coś mnie wzięło na podsumowania ostatnio ;)
Niedługo będzie rok odkąd kupiłam swoje pierwsze woski YC.
Nie będę się przyznawać ile ich od tamtej pory zgromadziłam.
Przetestowałam prawie wszystkie dostępne w Polsce zapachy i dość sporo tych niedostępnych.
Do jakich wniosków doszłam?
Owocki to zdecydowanie nie moja bajka. Zapach owoców lubię na talerzu, nie w kominku.
Kwiatki też przeważnie do mnie nie przemawiają, zazwyczaj też rozczarowują mocą.
No właśnie, moc. Lubię zapachy-killery.
Takie, które w kilka minut wypełniają sobą mieszkanie i nie ulatniają się zbyt szybko.
Lubię męskie i jesienne zapachy chyba najbardziej.
Z kolei morskie świeżaki mogą być zarówno piękne, jak i przypominać odświeżacz powietrza.
Zdjęcie, które dodaję nie jest przypadkowe, bo kilka moich zapachowych ulubieńców się na nim znalazło.


źródło: http://www.lamaisononline.it/

Zacznę może od zapachów, które wspominam najgorzej. 

A trochę takich zapachowym traum się uzbierało ;)

Summer scoop - jest na szczycie zestawienia, wszystko inne jest w losowej kolejności, ale ten zapach jest zdecydowanie najgorszy.

Dlaczego? Autentycznie po odpaleniu go zrobiło mi się niedobrze. Mdły, wręcz obrzydliwy. Nigdy więcej.
Waikiki melon - słodka owocowa sałatka, kompletnie nie moja bajka, mdło mi od takich zapachów.
Mango peach salsa - jak wyżej.
Cassis - pisałam już o nim. Sztuczny do bólu i po prostu nieładny.
Vanilla cupcake. Żadna babeczka tylko po prostu kostka masła wyjęta przed chwilą z lodówki.
Cranberry ice - strasznie męczący i migrenogenny. Bardzo źle go wspominam.
Berrylicious - takie nie wiadomo co, czy to owoc, czy to ciastko. Mdłości ciąg dalszy.
Citrus tango - cytrusowy odświeżacz z toalety.
Sicilian lemon - jak wyżej.
A child's wish - zapach zagadka. Trochę odświeżacz powietrza, niektórzy twierdzą, że Kenzo (wolne żarty). Jeden z najsłabiej wyczuwalnych, za co leci kolejny minus.
Tarte tatin - olbrzymie rozczarowanie, miało być apetyczne jabłkowe ciasto z cynamonem, a skończyło się na mdłościach. Znowu.
Spiced pumpkin - YC powinno uczyć się, jak robić dyniowe zapachy od KC. Tu jest mdło i bez wyrazu. Taka rozgotowana dynia.
Macintosh - jabłkowe zapachy to jedyne owocowe, które mi nie przeszkadzają. Tutaj jest wyjątek, bo to najbardziej sztuczne jabłko ever.
Farmer's market - rozgotowana marchewa ze szczyptą cynamonu. Nie, oj nie.
Margarita time - pudrowe cukierki z dzieciństwa. Serio mam mdłości pisząc to.
Meadow showers - w roli rosy chlorowana woda z brudnego basenu. Dziękuję, postoję.
Kitchen spice - kolejne byle co bez wyrazu. Spice? Gdzie? Bo na pewno nie tu.
Beach wood - lubię drzewne zapachy, rzecz w tym, że to nie jest drzewny zapach, a mdły odświeżacz powietrza.
Pineapple cilantro - obrzydlistwo, 90% kolendry i 10% sztuczności.
Beach flowers - coś jak kringlowe Watercolors. "Uniwersalne" i nijakie.
Turquoise sky - kolejny odświeżacz powietrza.
Apple & pine needle - obrzydliwy kibelkowo-leśny zapach.
Pink honeysuckle - słodycz do potęgi nawet nie wiem której, za dużo cukru w cukrze.
Lovely kiku - trochę kwiatek, trochę cukierek, nieładne połączenie, za słodko.
Sweet strawberry - drugi najbardziej sztuczny zapach ever.
Spiced orange - i trzeci. Niektórym podobno pachnie Coca-Colą.
Fireside treats - palony cukier i nic więcej, za słodko i za płasko.
Black coconut - mdły kokos bez kokosa.
Candy cane lane - przesłodzone tic-taki.
Paradise spice - ani to banan, ani to "spice". 
Chocolate layer cake - ta pozycja pewnie sporo osób zdziwi, ale przy paleniu było mi niedobrze, to nie jest czekolada, jaką lubię.


I tutaj koniec nieprzyjemnej części.

Następne w kolejce są moje ulubione zapachy, ich też jest naprawdę sporo.

Amber moon - naj, naj, NAJukochańszy. Piękny, ciepły, elegancki. Szkoda, że nie mocniejszy.

Lake sunset - jak wyżej, przepiękny, lekko piżmowy i za słaby dla mojego nosa.
November rain - tutaj nie mam się do czego przyczepić, poza tym, że jest wycofany.
Piękny, mocny, męski, jesienny, ideał.
Salted caramel - karmel + sól + gorzka czekolada. Lubię to. P.S. Zero kostek rosołowych, serio.
Golden sands - słodki, ale elegancki, ma w sobie coś bursztynowego.
Snow in love - tutaj czuję trochę palonego cukru i trochę perfum. Moc - marzenie.
Vanilla satin - waniliowo-drzewne cudo, mocne i piękne.
Madagascan orchid - jeden z najlepszych tegorocznych zapachów. Pudrowo-kwiatowy, mocny.
Nature's paintbrush - kolejne wycofane typowo jesienne cudeńko.
Early sunrise - cytrusy, rześkie powietrze i herbatka. Lubię.
Kilimanjaro stars - na porównanie z November rain nie zasługuje, ale i tak go lubię.
Frankincense - cytrusowe kadzidło powalające mocą.
Honey & spice - miód w wersji męskiej.
Honey glow - i miód w wersji damskiej. Jak perfumy.
Midnight jasmine - cudny kwiatowo-drzewny killer.
Midsummer's night - nie do końca killer, ale piękny zapach męskiej wody kolońskiej.
Bay leaf wreath - czuć szałwię, czuć drewno i czuć trochę świeżości. Uwielbiam.
Silver birch - drewno i kurz <3
Red apple wreath - jabłko z żurawiną i cynamonem. 
Lemon lavender - obawiałam się odświeżacza powietrza, niepotrzebnie. Zapach świeży, ale ładny i mocny.
Fluffy towels - ideał na wielkie sprzątanie, +10 do uczucia czystości w mieszkaniu ;)
Midnight oasis - podobny trochę do Midsummer's night, ale subtelniejszy.
Mountain logde - tak powinien pachnieć mężczyzna. Cudo <3
Champaca blossom - nie kwiatki, a eleganckie kwiatowe perfumy. 
Moroccan argan oil - kremowo-pudrowe cudo.
Lilac petals - wiernie odwzorowany zapach mojego ukochanego bzu.
Treehouse memories - kolejny męsko-drzewno-koloński zapach.
Icicles - cynamon i drewno.
Cinnamon stick - cynamon lekko przykurzony, lubię.
Christmas memories - pierniczki i tona korzennych przypraw.
Vanilla chai - tutaj też tona korzennych przypraw.
Pumpkin wreath - i tutaj też.
Moonlit ocean - tak wyobrażałam sobie, że będzie pachnieć Turquoise sky. Morska bryza i tyle.
White linen & lace - czystość, ale taka bardziej elegancka.
Witches' brew - chyba najbardziej specyficzny zapach YC. 
Dużo paczuli, zapach dobry tylko od czasu do czasu w malutkich ilościach, kiedy się z nim przesadzi, to w mieszkaniu wali rozkopanym grobem. Dosłownie.
Autumn leaves - jesienne liście, jesienne powietrze i może trochę deszczu.
White Christmas - kościelne kadzidło, nic dodać, nic ująć.

Poza opisanymi dziś zapachami jest jeszcze mnóstwo takich, które wywołują u mnie jedynie reakcję w stylu "meh". Zapachy typu "kupić, zużyć, zapomnieć, nie kupić więcej".

PODOBNE POSTY

12 komentarze

  1. Nie chcesz się przyznać ile masz tych wosków, a właśnie to jest najbardziej intrygujące:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze? Musiałabym policzyć i trochę by mi to czasu zajęło ;)

      Usuń
  2. Najbardziej mi się spodobało to o cytrusach, rześkim powietrzu i herbacie, oraz kwiatowe nuty i waniliowe. Z kolei ten miód też brzmi ciekawie. Ach, zapragnęłam udać się na zakupy po nowe woski. :D Rozbawiła mnie natomiast lista tych zapachów, które się lekko mówiąc nie udały i Twoje opisy ich... np. w roli rosy chlorowana woda z brudnego basenu. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nosa nie oszukasz :D Owocki i rosy zdecydowanie są nie dla mnie.

      Usuń
  3. Jesteś prawdziwą woskomaniaczką :D Nigdy w życiu byśmy nie przetestowały tylu zapachów :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chłop mnie niedługo z domu wywali chyba razem z tymi wszystkimi woskami i świeczkami :D

      Usuń
  4. Jestem w szoku! Widać, że to rzeczywiście Twoja pasja :). Nigdy nie paliłam wosków, ale niektórymi zapachami naprawdę mnie zaintrygowałaś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja po prostu lubię jak mi ładnie pachnie w mieszkaniu ;)

      Usuń
  5. Hah, nie powiem, jesteś dokładna XD Ja większości wosków nie pamiętam, tylko kilka,które mi się bardzo spodobały "Salted caramel <3) albo wyjątkowo nie spodobały (rumiankowa). Ale zaintrygowałaś mnie wiedźmowym rozkopanym grobem,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Herbatka rumiankowa jest w gronie wosków z kategorii "meh", tej kategorii nie planuję opisywać, bo o wszystkich woskach musiałabym napisać to samo - że są albo nijakie albo praktycznie niewyczuwalne. Wiedźmę na pewno jeszcze kupię jak tylko się gdzieś stacjonarnie pojawi, bo ma swój urok, nie spotkałam się z drugim tak specyficznym zapachem.

      Usuń
    2. Sporo się tego u Ciebie uzbieralo! :) Dołączam do obserwatorów :)

      Usuń
    3. Dziękuję i pozdrawiam :)

      Usuń

Nie zamierzam tolerować złośliwości i chamstwa,
takie komentarze będą usuwane.
Proszę o wykazanie się kulturą osobistą, dziękuję.