29 grudnia 2015

Filmy, do których lubię wracać

Post pojawia się, bo przeczytałam bardzo podobny na blogu Kreatywa.
W przeciwieństwie do Klaudyny w życiu nie uzbieram aż pięćdziesięciu filmów do opisania tutaj, bo pomimo tego, że na Filmwebie mam ich ocenione około trzy tysiące, to bardzo niewielka część z nich zapada w pamięć i zachwyca.
P.S. Kolejność jest dość przypadkowa.
źródło: tumblr
1. Numerem jeden musi być Elizabethtown. Nie wiem, ile razy ten film widziałam, ale bezgranicznie go uwielbiam i obejrzę jeszcze wiele, wiele razy.

2. Filmy Zacha Braffa. Zarówno Garden State, jak i I wish I was here widziałam już kilka razy.

3. Kto mnie zna, ten wie, że Woody'ego Allena niemalże wielbię i oddaję mu cześć. Lubię i starsze (Manhattan!) i nowsze jego filmy, po prostu jego twórczość niesamowicie do mnie trafia.

4. Hangover, czy jak kto woli, Kac Vegas. Bo czasami lubię głupkowate komedie, a ten film zdecydowanie w tym gatunku wygrywa i bawi mnie za każdym razem.

5. Singin' in the rain. Kompletne, idealne arcydzieło. Humor, który przez ponad 60 lat się nie zestarzał i niesamowite sekwencje muzyczne, coś wspaniałego.

6. Casablanca. Bo takich filmów się już nie robi.

7. Breakfast at Tiffany's. Kolejny klasyk, subtelny, momentami nawet zabawny.

8. Fight club. Mój ulubiony film Finchera i ten, który kilkanaście lat temu zrobił ze mnie wielką fankę Nortona :)

9. Dead poets society.

10. Rebel without a cause. Legenda Jamesa Deana prawdopodobnie nigdy nie umrze, a jego najlepszy i zarazem ostatni film zawsze zostanie kultowy.

11. Crazy, stupid, love. Kolejny film, który bawi mnie za każdym razem.

12. Happythankyoumoreplease. Kompletnie do mnie niepasujący, bardzo optymistyczny film, który na szczęście obejrzałam pierwszy raz w takim momencie mojego życia, że bardzo do mnie trafił.

13. Silver linings playbook. Po ocenach na Filmwebie czy Wizażu widzę, że większość ludzi uznała ten film za przereklamowany, a ja bardzo go lubię.

14. (500) days of Summer.

15. One week. Bo po prostu kocham kino drogi i melancholijny klimat.

16. In search of a midnight kiss. Bardzo, bardzo smutny film. Bardzo w moim guście.

17. Eat, pray, love. Tak, prawie jak kino drogi.

18. Eternal sunshine of a spotless mind. Piękna groteska.

19. Lost in translation.

20. The rules of attraction, czyli kino, na które teoretycznie jestem za stara, ale jest tak cudownie cyniczne, że nadal mi się podoba.

21. A league of their own. Bo jak tu nie kochać Toma Hanksa?

22. When Harry met Sally. Bardzo mało ambitne, za to bardzo urocze kino.
I kultowa scena z udawanym orgazmem w knajpie, uwielbiam!

23. Thelma & Louise, babskie kino w najlepszym wydaniu.

24. Like crazy. Film, który za każdym razem chyba podoba mi się bardziej.

25. The ugly truth. Jak już wspominałam, czasami lubię głupkowate komedie.

26. The Darjeeling limited. Bardzo "andersonowy", wspaniały.

27. Większość filmów Marvela. Bo, jak już ostatnio pisałam, Robert Downey Jr urodził się po to, by zostać Tonym Starkiem. Filmy Marvela to rewelacyjna komiksowa rozrywka.

28. A hard day's night. Dla fanów Beatlesów i dla fanów brytyjskiego humoru.

29. How to lose a guy in ten days. Bo nawet ja, zatwardziała antyromantyczka czasami polubię jakąś bardziej typową komedię romantyczną ;)

30. Beetle juice. Kocham Tima Burtona, bardziej właśnie za starsze filmy.

28 grudnia 2015

Pachnący kącik 41 - Yankee Candle Sweet Treats: Gingerbread maple, Vanilla bourbon i Cranberry twist

Kolekcja Sweet treats to jesienna limitka, w skład której wchodzą trzy zapachy.
Po tym, jaką porażką była "spożywcza" kolekcja Q2 Cafe culture miałam nadzieję, że ta mnie nie zawiedzie.
Obawy miałam jedynie co do żurawinego ponczu, ale to tylko moje antyowocowe nastawienie.
Wszystkie zapachy miały być typowo jadalne, słodkie.
Pierniki, wanilie, żurawiny. Zapowiada się pięknie i apetycznie, ale czy tak jest?

źródło: yankee4u.de



GINGERBREAD  MAPLE
Opis dystrybutora:
"Wosk z aromatycznej linii zapachowej Yankee Candle z serii Classic o zapachu ciastka piernikowego z kremem klonowym."
Moja opinia:
Zapach jest faktycznie korzenno-klonowy, może lekko orzechowy.
O dziwo mało słodki, bardziej wytrawny, piernikowy.
Mocny, mnie przypadł do gustu najbardziej z całej serii i jeszcze z pewnością do niego wrócę.

VANILLA  BOURBON
Opis dystrybutora:
"Wosk z aromatycznej linii zapachowej Yankee Candle z serii Classic o zapachu tajemnicznej, słodkiej mieszanki z odrobiną mocnego bourbona i grubą warstwą kremu posypanego wanilią."
Moja opinia:
Na sucho jest słodko, nawet bardzo. Podoba mi się.
Niestety po zapaleniu cały czas znika. Zapach jest mdły, płaski i mimo, że mocny, to nietrwały.
Po dwóch godzinach niewiele czuć.
Jedno z największych rozczarowań, niestety.

CRANBERRY  TWIST
Opis dystrybutora:
"Wosk z owocowej linii zapachowej Yankee Candle z serii Classic o zapachu orzeźwiającej mikstury składającej się z żurawiny, skórki cytrynowej i odrobiny świeżego imbiru."
Moja opinia:
Odpalenie wosków takich jak ten to dla mnie czysta formalność.
Bo z góry wiem, jaka będzie moja opinia.
Na sucho Cranberry twist nie jest jeszcze taki zły.
Ale po zapaleniu to jeden z gorszych śmierdzieli, z jakimi miałam do czynienia.
Prędzej tutaj czuję alkohol, niż w Vanilla bourbon. Do tego zatęchła żurawina.
Może spleśniała?

27 grudnia 2015

Tydzień z życia 75 + 50 faktów o mnie

Kiedyś był już dość podobny post, ale przy robieniu porządków na blogu najwyraźniej go usunęłam, więc pozostaje mi jedynie zrobić wersję 2.0. aktualną, przy okazji.
Trochę mało istotnych informacji na mój temat, wszystko, co przyszło mi do głowy.
Jest chaotycznie, mam nadzieję, że mi wybaczycie.
P.S. Niektóre leki naprawdę zmieniają smak, kiedyś gustowałam w mlecznej czekoladzie (której nie miałam w ustach od kwietnia, za wyjątkiem jednej kostki Rebera spożytej z czystej ciekawości), a teraz nawet czekolada o zawartości kakao ok. 75% jest dla mnie za słodka, za to 92-95% jest w sam raz :)
  1. Jestem totalną niezdarą, jeżeli można coś upuścić, o coś się potknąć, o coś się uderzyć, to na 100% ja właśnie tę rzecz upuszczę, o tę się potknę, a o jeszcze inną uderzę. 
  2. Mam tak żałośnie marną orientację w terenie, że właściwie to można powiedzieć, że nie mam jej wcale. Potrafię się zgubić na prostej drodze (i zdarzało mi się to), potrafię po kilku miesiącach mieszkania gdzieś pomylić drogi i zastanawiać się "jak ja się tu znalazłam".
  3. Z moją koordynacją jest jeszcze gorzej, czasami się zastanawiam, czy ominęły mnie jakieś lekcje chodzenia, czy co. Moja niezdarność prowadzi do tego, że kompletnie nie potrafię na przykład tańczyć. Biorąc pod uwagę to, że od paru lat jestem w związku z naprawdę dobrym tancerzem, na weselach on zazwyczaj króluje na parkiecie, a ja doskonalę umiejętność picia wina. Co do chodzenia, to jak jest ślisko, jest jeszcze gorzej, raz zimą w drodze do pracy wywinęłam tak widowiskowego orła, że aż wyprowadzająca psa starsza pani do mnie podeszła, żeby spytać, czy nic mi się nie stało.
  4. Mam dużą wadę wzroku - ok. -17D przy jednym oku i ponad -10 przy drugim. Od jakichś 15 lat noszę soczewki, ale po ich zdjęciu i przed ponownym założeniem jestem tak ślepa, że chodząc po mieszkaniu obijam się o futryny i meble. Dosłownie. Tak, wyglądam przez to jak ofiara przemocy domowej. 
  5. Uwielbiam atmosferę kurortów po sezonie. Cisza i spokój. Dlatego zazwyczaj idę na urlop we wrześniu.
  6. Panicznie boję się robaków, potrafię wpaść w histerię i się rozbeczeć na widok biedronki. Za to niespecjalnie boję się pająków, żaby mnie brzydzą, a węże wcale mnie nie ruszają.
  7. Kiedyś nawet lubiłam ludzi, a potem dostałam pierwszą w życiu pracę i mi przeszło. Raczej na dobre. Ponad wszystko cenię sobie spokój i lubię pobyć sama.
  8. W temacie ludzi - sama nie jestem rozmowna i ludzie, którzy dużo mówią strasznie mnie męczą.
  9. Kocham buty, niestety bez wzajemności, statystycznie na 10 par butów jakieś 9,5 mnie obciera. Nawet w tej chwili mam pięty całkowicie zmasakrowane przez nowe botki.
  10. Nienawidzę sportów zespołowych, biegam tylko solo (ze słuchawkami na uszach, nie wyobrażam sobie biegania bez muzyki), a poza tym najczęściej uprawiane przeze mnie sporty to joga i pilates.
  11. W wieku nastoletnim (jakoś w gimnazjum/liceum) byłam przez ok. 3 (4?) lata wegetarianką. Młodzieńcze ideały szlag trafił po odkryciu smaku kurczaka na nowo.
  12. W filmach/serialach/książkach lubię popieprzone emocjonalnie czarne charaktery, nie przepadam za filmidłami z happy endem, a sama myśl o książkach Sparksa zakończonych tradycyjnym "i żyli długo i szczęśliwie" albo "i ona umarła, na zawsze pozostając miłością jego życia" sprawia, że rzygam tęczą.
  13. Nie rozumiem fenomenu fantastyki. Fakt, mając jakieś niecałe 3 lata uczyłam się czytać na komiksach o Thorgalu, ale to się raczej nie liczy. Tolkien to moja największa trauma, nigdy nie ciągnęło mnie do Pottera, Grę o tron odpuściłam sobie po jakichś pięciu minutach, na myśl o produkcjach, w których pojawiają się wampiry mam dreszcze - i to bynajmniej nie ze strachu, przysypiam z nudów na The walking dead, usnęłam w kinie na Troi i uważam większość szumnie nagradzanych filmów za mocno przereklamowane.
  14. Jednocześnie nie hejtuję nie znając tematu, na zasadzie "nie widziałam/nie znam, ale nie lubię i już. dlaczego? bo nie.". Dlatego przemęczyłam się oglądając Zmierzch (pomiędzy skarpetkami w mojej szafie jest więcej chemii, niż pomiędzy tymi "aktorami"), czytając Greya (a myślałam, że to przygody Sookie Stackhouse są literaturą najniższych lotów, opowiastką pisaną przez niewyżytą gimnazjalistkę o bardziej, niż wątpliwym warsztacie...), przeczytałam nawet chyba z 7 książek o losach alkoholika o nazwisku Hole.
  15. Na co dzień nie czytam zbyt wiele, z czego nie jestem dumna, najwięcej czytam w weekendy/dni wolne/na urlopach. W "zwykłe" dni raczej oglądam filmy.
  16. Miałam być prawnikiem, przez 2 lata uczyłam się na kierunku prawniczo-ekonomicznym. "Przechodziłam" też przez filologię angielską.
  17. Jakoś w liceum próbowałam palić papierosy. Po kilku paczkach dałam sobie spokój twierdząc, że to jedna z najbardziej przereklamowanych rzeczy na świecie i np. czekolada jest o wiele lepsza.
  18. Nie cierpię musicali. Z kilkoma wyjątkami - Deszczową piosenkę widziałam wiele razy i uważam ją za arcydzieło idealne, a Across the universe lubię ze względu na muzykę Beatlesów, których fanką jestem od dziecka. Z kolei przez West Side Story nie dam rady przebrnąć bez butelki wina.
  19. Mam nie wrodzony, a nabyty lęk wysokości. Nawet na drabinę nie wejdę. Wszystko przez głupie zakłady w gimnazjum, łażenie po dachach i to, że przeszłam raz po belce zawieszonej kilka pięter nad ziemią. Teraz, 15 lat po tym zdarzeniu pukam się w czoło z przekonaniem, że miałam więcej szczęścia, niż rozumu.
  20. Nie dla mnie dieta wegańska, nie przeżyłabym bez różnej maści serów.
  21. Uwielbiam owoce. Latem truskawki i arbuzy pożeram kilogramami (uwielbiam pokroić melony i arbuza w drobną kostkę, wrzucić do wielkiej miski, schłodzić w lodówce i jeść, aż prawie pęknę), a zimą to samo robię z cytrusami. Potrafię zjeść 1.5 kilograma mandarynek czy pomarańczy za jednym posiedzeniem, preferuję jednak mandarynki, bo po takiej ilości pomarańczy do końca dnia mam paraliż języka.
  22. Szaleję za południowoeuropejskimi wytrawnymi winami. Generalnie bardziej lubię białe, ale czerwonymi włoskimi nigdy nie pogardzę.
  23. Kocham czarną, świeżo zaparzoną kawę. Bez cukru i bez mleka. Niestety nie mogę pić kawy pod żadną postacią, bo nie "gra" z lekami, które biorę.
  24. Kawa czy herbata z cukrem to taka sama zbrodnia, jak słodkie wino. Fuj. Herbatę przestałam słodzić jeszcze w podstawówce, kawy chyba nigdy nie słodziłam.
  25. Bawią mnie rzeczy, które nie powinny. Dodatkowo czasami nawet mój chłop, znający mnie od prawie pięciu lat nie wie, czy mówię serio, czy to tylko sarkazm.
  26. Jestem trochę jak duży dzieciak, lubię filmy o superbohaterach. No bo serio, Robert Downey Jr urodził się po to, aby być Tonym Starkiem.
  27. Troszkę umiem się bić, ale tylko troszkę. Pewien bardzo miły pan kilka lat temu nauczył mnie podstaw boksu. Bardzo miło wspominam tego pana i wszystko z nim związane.
  28. Całkowicie odzwyczaiłam się od słodyczy, obecnie mleczna czekolada może dla mnie nie istnieć, a jak jej próbuję, to wcale mi nie smakuje. Rozsmakowałam się za to w czekoladach o dużej zawartości kakao (moim hitem jest czekolada organiczna Vivani 92%).
  29. Lubię dużo chodzić. Na wakacjach przejście 25-30 km na przykład do sąsiedniej miejscowości nie jest dla mnie żadnym problemem. O ile mam wygodne buty oczywiście.
  30. Jestem domatorką, nie lubię chodzić po imprezach ani po knajpach. Jedynie do kina czasami chodzę.
  31. Poza winem i raz na jakiś czas (przeważnie na wakacjach) dobrym pszenicznym piwem nie pijam żadnych alkoholi. Nie znoszę wódki i wszelkiego rodzaju kolorowych drinków.
  32. Uważam, że lakierów do paznokci, świeczek/wosków zapachowych i herbat nigdy nie może być "za dużo".
  33. Lubię lato, ale ostatnio moją ulubioną porą roku jest jesień.
  34. Nie cierpię robić zakupów. Kupowanie ubrań i butów to męka, chodzenie po centrach handlowych to jedna z najgorszych rzeczy na świecie. Ludzie, wszędzie ludzie, w dodatku łażą jak sieroty i wszędzie jest głośno.
  35. Chciałabym zamieszkać kiedyś na stałe w jakimś małym miasteczku nad morzem.
  36. Mimo całego zwiedzania, jakie w życiu zaliczyłam najbardziej na świecie kocham Bałtyk i Gdynię, zdecydowanie moje ulubione miejsce na świecie.
  37. Strasznie jestem cięta na osoby robiące błędy ortograficzne i językowe, nie potrafię takich ludzi traktować poważnie, choćby nie wiem jakie mieli wykształcenie i czym się zajmowali.
  38. Nauczyłam się czytać mając jakieś 2,5 roku (może ciut wcześniej, ale koniec sierpnia 1990 roku był moim pierwszym wspomnieniem), a pisać w okolicy trzecich urodzin. Mając 3-4 lata prawdopodobnie czytałam więcej, niż teraz, a w czasach gimnazjalno-licealnych czytałam kilkadziesiąt książek miesięcznie (teraz tyle czytam rocznie, i to przy dobrych wiatrach).
  39. Uważam francuski, a także języki azjatyckie i skandynawskie za takie, których absolutnie nie da się nauczyć. Nauka włoskiego i hiszpańskiego za to idzie mi nieźle, portugalski uważam za zbyt świszczący, a z niemieckim mam taki problem, że większość rozumiem, a wypowiadać się nie mogę, bo nie potrafię myśleć w tym języku.
  40. Jestem trochę masochistką, lubię pooglądać sobie horrory, a potem się wszystkiego boję.
  41. Do około 16-17 roku życia myślałam, że jestem totalnym antytalentem kulinarnym i że mam to po mamusi. Owszem, u mnie w domu nigdy nikt nie gotował i nikt tego nie potrafi, ale z czasem trochę się nauczyłam. Pierwszą potrawą, jaką nauczyłam się przyrządzać były frytki.
  42. Raczej nie przeklinam i bardzo razi mnie wulgarne słownictwo u innych.
  43. Jestem bardzo dokładna i bardzo cierpliwa.*
  44. Mam fioła na punkcie porządku. Zawsze MUSI być posprzątane, paprochy na dywanie doprowadzają mnie do szału, będę się wściekać, dopóki nie będzie czyściutko.
  45. Mój kompletny brak koordynacji nie dotyczy zdolności manualnych, jak np. robienie jakichś dekoracyjnych gadżetów, chciałabym mieć na tego typu rzeczy więcej czasu i pomysłów. No i więcej miejsca, oczywiście.
  46. Jeśli chodzi o świece czy perfumy, to lubię konkrety, nie żadne tam owocki. Bardzo lubię zapach lawendy, bzu i jaśminu, zapachy drzewne, pieprzne, męskie, ciepłe i korzenne. Ma być konkretnie i dawać po nosie. Co jest w sumie dziwne, bo jestem migrenowcem.
  47. Mam dziwaczne upodobania żywieniowe. Mimo, że wybrzydzanie jest dziecinne, to jest dość spora grupa produktów, których nie tknę za nic w świecie. Rodzynki, lukrecja, flaki, śledzie, pomidory.
  48. Uważam Paryż za najbardziej przereklamowane miejsce na ziemi. Za dzieciaka mi się podobało, a po ponownej wizycie w wieku już dojrzalszym jedyne, co zauważyłam, to syf, tłok i hałas.
  49. Jeśli chodzi o śpiewanie i taniec, to jestem dosłownie najgorsza na świecie. To dwie rzeczy, których nie robię nigdy, nie ma takiej ilości wina, która skłoniłaby mnie do śpiewania.
  50. Nie cierpię ubrań w wyrazistych kolorach, większość zawartości mojej szafy jest w kolorze czarnym lub szarym. Latem lubię też beże i białe bluzki/koszule.

*) - cierpliwość zazwyczaj nie dotyczy dzieci i wkurzających ludzi.


Bohaterki w filmie piją wino, to ja też, a co!

Niedzielne śniadanie <3

Nawet takich gadżecików nie lubię w żywych kolorach.

Balsamów nie można mieć za dużo. Nigdy.

Najlepszy prezent ever <3

Walczę z moimi upartymi włosami, jak mogę.

26 grudnia 2015

Świąteczne leniwe śniadanie - korzenne tosty

Ciężko nazwać to przepisem, wiem, ale jesienią i zimą absolutnie nie stronię od cynamonu.
Gdybym nadal pijała kawę, to chętnie dorzuciłabym do niej trochę korzennych przypraw.
A dzisiejsze śniadanie to nic innego, jak tradycyjne francuskie tosty posypane po usmażeniu mieszanką przypraw: dużo cynamonu, a do tego odrobina imbiru i kardamonu.
Można dodać oczywiście też odrobinę cukru/ksylitolu.
Domowa malinowa konfitura rewelacyjnie się z taką mieszanką komponuje.



Poza tym nie wyglądam już na bardzo chorą (i na szczęście czuję się też już lepiej), więc mogę wrzucić zdjęcie włosów. Przeszły metamorfozę od długości do pasa do długości do ramion (bo długość pośrednia ze zdjęcia w środku jakoś mi nie podeszła, wolę jak są albo bardzo długie, albo dużo krótsze). Bardzo jestem z tej zmiany zadowolona, wyglądają teraz na prawie gęste ;)
P.S. Tak, lubię czarno-białe zdjęcia i tak, moja paszcza wygląda na każdym tak samo.


23 grudnia 2015

Barszcz czerwony z grzybami

W sumie nie planowałam żadnych świątecznych przepisów.
Nie tylko dlatego, że właściwie nie obchodzę Świąt.
Jakoś nie chce mi się już blogować, typowy niechcemisizm jest jednym z powodów, dla których od jakiegoś czasu często pojawiają się u mnie myśli o zawieszeniu bloga (czy to w ogóle poprawne sformułowanie?).
Ale że metodą prób i błędów udało mi się zrobić naprawdę zacny barszcz z dodatkiem grzybów, to podzielę się przepisem, może akurat komuś się przyda na Wigilię ;)


Składniki na ok. 6 porcji:

  • kilogram buraków
  • 1.5 litra wody
  • pęczek włoszczyzny (kawałek pora, selera, marchewka i nieduża pietruszka)
  • pół małej cebuli
  • kilka łyżek suszonych grzybów
  • ząbek czosnku, 2 listki laurowe, 2 łyżki cukru/ksylitolu, łyżka soku z cytryny, pieprz, sól, majeranek do smaku


Grzyby najlepiej jest namoczyć w zimnej wodzie na kilka godzin przed przystąpieniem do gotowania.
Buraki obieramy i kroimy na średnio grube plastry lub kostkę (ja wolę kroić wszystko w plastry), to samo robimy z włoszczyzną.
Zalewamy warzywa wodą, dodajemy liście laurowe i zagotowujemy.
Cebulę należy przypalić nad gazem jak do rosołu, ząbek czosnku obrać i pokroić na kilka mniejszych kawałków, dorzucić wszystko do garnka.
Po ok. pół godziny od zagotowania dodajemy grzyby razem z wodą, w której się moczyły.
Po kolejnym kwadransie dodajemy cukier, pieprz, sól, majeranek i sok z cytryny.
Gotujemy barszcz jeszcze przez ok. 10 minut.
Gotowy barszcz najlepiej jest odstawić na co najmniej kilka godzin, potem podgrzać i podawać.
Ja zazwyczaj przygotowuję go rano, a wieczorem odcedzam, podgrzewam i podaję.

21 grudnia 2015

Pachnący kącik 40 - świątecznie mi z Yankee Candle: White Christmas, Christmas garland i Christmas Eve

Święta coraz bliżej, dlatego dzisiaj typowo świąteczne zapachy.
Zabrakło tutaj co prawda pierniczkowego Christmas memories.
Po świętach pojawią się jeszcze na blogu świąteczne ciasteczka:
Christmas cookie i Snowflake cookie.
Dzisiaj trzy inne świąteczne zapachy.
Wszystkie mają Christmas w nazwie i to chyba jedyna ich wspólna cecha.
Każdy z tych zapachów jest kompletnie inny.


WHITE  CHRISTMAS
Opis dystrybutora:
"Jest spokojne, świąteczne piękno w tym zapachu będącym mieszanką nut drzewnych i świeżego śniegu"
Moja opinia:
Mogę ten zapach podsumować w dwóch słowach: kościelne kadzidło.
Lubię kadzidła, miałam wielkie nadzieje co do Frankincense, który okazał się lekkim kadzidełkiem.
White Christmas to kadzidło z prawdziwego zdarzenia. Solidne, mocne.
Lubię. Szkoda, że ten zapach nie jest na stałe w Polsce dostępny.

CHRISTMAS  GARLAND
Opis dystrybutora:
"Wosk z okolicznościowej linii zapachowej Yankee Candle z serii Classic. Wyczuwalne aromaty: świeżo ścięte drzewo sosnowe w połączeniu z cierpkością żurawiny."
Moja opinia:
Dużo osób porównuje ten zapach do leśnej kostki toaletowej czy innych odświeżaczy powietrza.
Moim zdaniem niesłusznie. Testowałam wszystkie "iglakowe" Kringle i one mi właśnie przypominały toaletowe odświeżacze, nie miały w sobie nic naturalnego.
Christmas garland jest inny, oprócz sosnowych gałęzi czuć jeszcze żurawinę.
Dla mnie to zapach świątecznego stroika.

CHRISTMAS  EVE
Opis dystrybutora:
"Wosk z okolicznościowej linii zapachowej Yankee Candle z serii Classic. Wyczuwalne aromaty: słodkie śliwki, owoce kandyzowane."
Moja opinia:
Jakie owoce? Gdzie niby? Christmas Eve to taka łagodniejsza wersja świdrującego w nosie cynamonem, mocno piernikowego Christmas memories. Tutaj też mamy pierniki, ale subtelniejsze.
Może coś śliwkowego w nich jest, na przykład nadzienie ;)
Ale przyprawy korzenne to dominujący pierwszy plan w tym smakowitym zapachu.

20 grudnia 2015

Tydzień z życia 74

W zeszłym tygodniu pisałam o przeziębieniu, a teraz już całkowicie mnie rozłożyło.
Nie mam węchu, smaku, apetytu ani siły, za to w zatokach najwyraźniej mam jakąś studnię bez dna.
Po kilku dniach popijania wyłącznie gorącej herbaty tęsknię za lampką schłodzonego wina.
Które pewnie i tak by się zmarnowało, bo nie mogę poczuć jego smaku, błędne koło.
Troszkę poprawiłam sobie humor nową fryzurą - tak, skróciłam włosy jeszcze o parę centymetrów. Sięgają teraz do ramion i nie mogę się nadziwić, jakie są lekkie i na jak gęste wyglądają.
Wygląda na to, że nieprędko wrócę do długich, zostanę na jakiś czas przy tej długości.
Jedynie facet marudzi, że krótkie, ale przez ponad 4 lata naszej znajomości 3 razy miałam włosy prawie do pasa i 3 razy je ścinałam, jak zwykle posmęci trochę i się przyzwyczai.
Marzy mi się jeszcze przejście z rudości do jasnego blondu, ale wolałabym najpierw uporać się z wypadaniem włosów, bo nie chciałabym mieć marnych blond resztek na głowie.
Jak Wam minął tydzień?
Ubolewacie nad marnymi szansami na białe Święta?

Całkiem niebrzydka dworcowa choinka

Ostatnie w tym roku.

Nie ma to jak tosty cynamonowe z rana <3

Wieczorny relaks i niewielka część ze wszystkich moich lakierów do paznokci w tle

Oświetlenie w południe w słoneczny dzień z pewnością jest NIEZBĘDNE.


17 grudnia 2015

10 produktów, których NIGDY nie kupuję

Ostatnio dość mało przepisów się pojawia na blogu, wiem.
Ale na łopatki rozwala mnie to, jak wiele ludzi nieświadomie robi strasznie marne zakupy.
Koleżanka ostatnio chwaliła się przepisem na pyszną zupę na kostkach bulionowych.
Inna karmi swoje dziecko dżemami z syropem glukozowym, słodkimi płatkami śniadaniowymi i obiecuje mu w sklepie cukierki w zamian za dobre zachowanie.
Dzisiaj napiszę Wam o produktach, które powinny znaleźć się na czarnej liście każdego świadomego konsumenta i nigdy nie lądować w czasie zakupów w Waszych koszykach.

źródło: huffingtonpost.com

1. "Zdrowe" słodycze.
Mam tu na myśli zwłaszcza cukierki marek typu Verbena, wszelkie mleczne "kanapki", czy ciastka Belvita.
Wbrew temu, co chcą nam wmówić producenci, te produkty nie są zdrowe.
Wszystkie są napakowane cukrem, syropem glukozowym, często też tłuszczami utwardzonymi i milionem innych zbędnych składników.
Strasznie cięta jestem na promowanie takiego byle czego jako zdrowego produktu.

2. Wody smakowe.
A raczej "wody", bo to, że np. taki Żywiec truskawkowy stoi tam, gdzie wody mineralne, jest zapakowany w taką samą butlę i jest tak samo przezroczysty nie czyni go wodą.
Podstawowa różnica - woda mineralna jest zdrowa, a o smakowych napojach tego powiedzieć nie można. Wszelkie smakowe pseudowody mają w składzie cukry, syrop glukozowy, aromaty, a nawet i konserwanty (benzoesan sodu) się zdarzają.
Prościej i zdrowiej do szklanki wody dodać trochę własnoręcznie wyciśniętego z owoców soku.

3. Parówki.
Tutaj stwierdzenie "nigdy nie kupuję" jest właściwie błędne, bo czasem je kupuję.
Ale tylko takie z szynki, które zawierają ok. 90% i nie mają w składzie MOM.
Do takich parówek nie należą popularne Berlinki ani większość produktów promowanych jako odpowiednie dla dzieci. Raz kupiłam na wagę kiełbaski "dla dzieci" i w domu za głowę się złapałam, jak w internecie znalazłam ich skład, nie miały nawet 40% mięsa.
Nie chcecie czymś takim karmić swoich dzieci.
W Lidlu można dostać parówki z szynki Piratki w dobrej cenie, mają naprawdę fajny skład.

4. Buliony instant, mieszanki przypraw typu Vegeta.
Vegety, wszelkiego rodzaju "ziarenka smaku" i popularne kostki rosołowe zawierają wzmacniacze smaku i zapachu, m.in. najczęściej spotykany glutaminian sodu.
Substancje te są dość kontrowersyjne, zazwyczaj odradza się spożywanie ich w większych ilościach, a już na pewno podawanie ich dzieciom.
Ciekawostką jest to, że po odstawieniu produktów z wzmacniaczami smaku w składzie wszystko na początku wydaje się być mdłe i niedoprawione.

5. Syropy owocowe.
W reklamach często syropy Paola czy Herbapol przedstawione są jako zdrowe produkty.
Zdrowe dodatki do herbaty, prawie jak babcine syropy.
Prawie, bo chyba żadna babcia nie bazowała na syropie glukozowym.
Do tego zawartość owoców w takich syropach jest żałośnie mała.
Informacje o zawartości 65% ekstraktu z owoców nie oznaczają tego, że 65% zawartości butelki to ekstrakt z owoców, jest to zawartość owoców w ekstrakcie, a tego ekstraktu w butelce syropu jest najwyżej 3%, reszta to woda i syrop glukozowy.
Co ciekawe cukier/syrop g-f zawsze jest w składzie przed wodą.
Pod tę grupę można również podpiąć wszelkie syropy do kawy, które zazwyczaj mają równie fatalny skład, jak te owocowe, a w smaku są niczym więcej, jak słodkimi ulepkami.

6. Kawa instant.
Z reguły uważam, że większość produktów instant to zło.
Czy to buliony, czy inne zupy, sosy, czy kawy.
Napoje kawowe w saszetkach mają tyle wspólnego z kawą, co wyżej opisywane "wody" smakowe ze zdrową wodą mineralną.
Co jest w składzie kaw szumnie zwanych "2 w 1", "3 w 1" czy nawet "latte" lub "cappuccino"?
Oczywiście cukier i syrop glukozowy na początku składu.
Do tego mleko w proszku i na koniec kawa rozpuszczalna.
Ile jest kawy w tej "kawie"? Nie więcej, niż 10-12%.
Więc nie, pijąc nałogowo Mokate 3w1 nie możesz powiedzieć, że lubisz kawę.

7. Sosy w słoikach.
Owszem, znajdzie się na rynku kilka gotowych sosów o niegłupim składzie.
Ale większość osób i tak wrzuci do koszyka Dawtonę ze składem, nad którym można tylko usiąść i płakać, bo jest tania i ma dużo wariantów smakowych.
Dużo osób nie zdaje sobie sprawy, że kupno kartonika passaty czy puszki krojonych pomidorów i zrobienie domowego sosu jest równie tanie, szybkie i banalnie proste. A o ile zdrowsze.

8. Płatki śniadaniowe.
Nie mam tu na myśli naturalnych płatków owsianych czy jaglanych, bo te mają swoje stałe miejsce w moim jadłospisie. Mam tu na myśli słodkie płatki.
Nesquiki, Chocapiki, inne płatki Nestle, większość musli to przede wszystkim (znowu) cukier i syrop glukozowy. Wszędzie widzę ostatnio reklamy Cheerios Oats. Dostałam je do testów i powiem, że mają trochę lepszy skład, niż inne wyżej wymienione.
"Trochę lepszy skład" jest, ale nadal nie jest to produkt godny polecenia.

9. Gotowe pizze/zapiekanki.
Zrobienie domowej pizzy na pysznym, cienkim cieście zajmuje mniej, niż 40 minut.
W ten czas wliczone jest już pieczenie. Więc po co faszerować się chemią?

10. Desery.
Kaszki, ryże na mleku, desery a'la budynie, dorzuciłabym tu również większość dostępnych na rynku smakowych jogurtów i serków homogenizowanych.
Fatalne, oparte na cukrach i syropie składy i w przypadku produktów owocowych zawartość owoców tak niska, że ręce opadają po przeczytaniu składu.

14 grudnia 2015

Pachnący kącik 39 - Yankee Candle Q4 2015 Baby it's fun outside and cosy inside: Berry trifle, Bundle up, Cosy by the fire, Winter glow

Zimowa kolekcja Q4 2015 - Baby it's fun outside and cosy inside.
Tegoroczne Q1 i Q2 to wielkie porażki, dla mnie same nieudane zapachy.
Q3 to z kolei piękne zapachy ze średnią mocą.
Miałam nadzieję, że linia Q4 przełamie tę nieciekawą passę.
Lubię jesienne i zimowe zapachy. Korzenne, świąteczne, męskie, drzewne.
Spodziewałam się, że kolekcja Q4 to będą zapachy typowo zimowe, bożonarodzeniowe.
Jeżeli ktoś liczy na zapachy choinkowe, cynamonowe, to od razu odradzam tę kolekcję.
Naklejki (średnio urodziwe btw) może i sugerują co innego, ale to nie są świąteczne zapachy.
Nie nazwałabym ich nawet typowo zimowymi.



BERRY  TRIFLE
Opis dystrybutora:
"Wosk ze świątecznej linii zapachowej Yankee Candle z serii Classic o orzeźwiającym zapachu owoców jagodowych zatopionych w delikatnym kremie waniliowym."
Moja opinia:
Jak zwykle, WIEDZIAŁAM, że mi się nie spodoba.
W końcu to mdłe owocki z mdłą śmietanką.
Ale jak na owocki ze śmietanką wcale nie były złe.
Paliły się przez prawie dwie godziny zanim stwierdziłam, że mam dość.
Dla porównania, inne owocki gaszę zazwyczaj zaraz po tym (albo w skrajnie uciążliwych przypadkach nawet przed) jak tylko zdążą się rozpalić na tyle, żeby było cokolwiek czuć.
Jest malina, jest śmietana, jak ktoś lubi owocki, to będzie zadowolony.
A ja? Ja chętnie puszczę pozostałe 3/4 tarty w świat.

BUNDLE  UP
Opis dystrybutora:
"Wosk ze świątecznej linii zapachowej Yankee Candle z serii Classic o czystym, zimowym zapachu przywołującym wspomnienie mroźnych dni."
Moja opinia:
Widząc w opisie "czysty zimowy zapach" spodziewałam się czegoś innego.
Nie wiem, może skrzyżowania Season of peace z Icicles?
Spodziewałam się mroźnego powietrza, odrobiny eukaliptusa, może korzennych przypraw.
A co dostałam? Proszek do prania. Serio, nawet moja brzydsza połowa to czuje.
Ale czy to źle? Nie. Lubię Fluffy towels, Clean cotton i Soft cotton.
To fajne świeżaki, lubię je palić po większym sprzątaniu.
A Bundle up jest do nich bardzo podobny, jest jak skrzyżowanie typowo "praniowego" Fluffy towels, który potrafi dać proszkiem po nosie ze zdecydowanie łagodniejszym, lekko kremowym Soft cotton.
Jest ładny, jest mocny, ale na litość boską, kompletnie nie pasuje do zimowej, świątecznej kolekcji.

COSY  BY  THE  FIRE
Opis dystrybutora:
"Wosk ze świątecznej linii zapachowej Yankee Candle z serii Classic o zapachu ciepłej mieszanki imbiru, goździka i pomarańczy zharmonizowana z nutami drzewnymi."
Moja opinia:
Na sucho Cosy by the fire podobał mi się najbardziej ze wszystkich zapachów z Q4.
Pachnie mi trochę jak pomarańczowo-korzenny grog z rumem pity przy kominku.
Kupując Kitchen spice miałam nadzieję na właśnie taki zapach.
Pomarańczowo-korzenny z lekko wyczuwalną nutą alkoholową na drzewnej bazie.
Dla mnie cudo. Ciepły, otulający, idealny na jesień i zimę. No i mocny.
Na pewno jeszcze chętnie do niego wrócę.

WINTER  GLOW
Opis dystrybutora:
"Wosk ze świątecznej linii zapachowej Yankee Candle z serii Classic o „chrupiącym” zapachu zamarzniętych gałęzi drzew i świerkowych igieł, rozświetlonych bursztynowymi promieniami zimowego słońca."
Moja opinia:
Na sucho niemalże bliźniak Season of peace. Mroźny, lekko miętowy, słabo wyczuwalny.
Po zapaleniu dalej jest słabo wyczuwalny, niestety, ale zapach zyskuje głębię.
Jest mięta, eukaliptus, cynamon i coś nietypowego. Kojarzy mi się z paczulą.
Zapach jest całkiem ładny, niestety jego moc jest dyskwalifikująca.
Nie ma szans, żeby wypełnić tym zapachem 30-40 metrów kwadratowych.
Palony w malutkim pokoiku za to może się sprawdzić.