Długo zajęło mi zabranie się za kolejny wpis. Pogoda bardzo szybko przeszła z trybu "Brace yourselves, winter is not coming" do "Po wejściu do mieszkania/pracy/sklepu potrzebuję kwadrans, żeby odtajać", co z kolei sprawiło, że mam ochotę zawinąć się w kołdrę po same uszy i wyjść z tego przytulnego ukrycia, gdy temperatury przekroczą 15 stopni. PLUS 15 stopni, oczywiście.
Moje wszystkie ambitne plany dotyczące obejrzenia kilku nowych seriali (mam na liście kolejne podejście do Sherlocka, Fargo i The affair) spełzły na niczym, bo sobie odświeżam starsze marvelowe produkcje i tu pojawiają się ciekawostki - np. po wyjściu z kina narzekałam na Avengersów, a teraz, za drugim razem podobało mi się bardziej.
Ot, taki czasozabijacz. Pewnie, miło popatrzeć nawet i dziesięć razy na Szekspira w parku*, ale mogłoby zrobić się cieplej, bo obecnie chyba przeszłam w tryb oszczędzania energii (czytaj: robienie rzeczy niewymagających szczególnego skupienia - np. oglądanie tego samego filmu po raz trzeci) i już nie pamiętam, kiedy ugotowałam albo upiekłam coś naprawdę fajnego.
* - imo jedna z najlepszych scen w filmie - nigdy nie sądziłam, że polubię komiksowe produkcje, ale potem Robert Downey Jr zagrał Tony'ego Starka. Słowo daję, najlepiej obsadzona rola w historii kina.
Składniki:
- dwa średnie pory
- litr bulionu - u mnie warzywny, bo taki mam zawsze zamrożony
- 50 g gorgonzoli
- dwa ziemniaki
- dwa ząbki czosnku
- odrobina oleju
- łyżka śmietany
- opcjonalnie: boczek na skwarki, mój facet jadł w tej wersji i bardzo mu smakowało, ja wolę z grzankami - dałam pomidorowe
Pory siekamy drobno i razem z przeciśniętym przez praskę czosnkiem podsmażamy przez 3-4 minuty.
Zalewamy bulionem, dodajemy pokrojone drobno ziemniaki i gotujemy, aż ziemniaki będą miękkie.
Gdy to nastąpi dodajemy gorgonzolę i śmietanę i miksujemy zupę na krem.
UWAGA - zupa po odgrzaniu jest już mniej smaczna, najlepiej więc zrobić ilość na raz.