14 grudnia 2013

Makaronowa patelnia trochę inaczej

Dawno, dawno temu dostałam paczkę z firmy Winiary.
Było tam kilka opakowań "makaronowej patelni", która była wtedy nowością. Zawsze mnie zastanawiało, dlaczego ludzie płacą po 4-5 zł za kawałek makaronu z zupki chińskiej i saszetkę z cholera-wie-czym zwanym przyprawami. Boję się takich mieszanek.
Wolę jeść to, co zrobiłam, a nie to co wyjęłam z torebki/kartonika.
No ale do rzeczy. Naszło mnie na coś innego, więc doszłam do wniosku, że się tą całą makaronową patelnią odrobinę zainspiruję.
W lodówce miałam wtedy akurat paczkę parówek z szynki, paprykę i brukselkę. W sam raz.
Chciałam dodać jeszcze pieczarki, ale nikomu się nie chciało iść po nie do sklepu, więc trzeba było obejść się smakiem. Zamiast parówek można oczywiście dać mięso z kurczaka albo wieprzowinę (w oryginalnym przepisie na opakowaniu jest wieprzowina).

P.S. Przy kupowaniu gotowca radzę wyrzucić tę saszetkę z "przyprawami", naprawdę nie wiadomo co tam w środku jest, lepiej i zdrowiej jest doprawić po swojemu.


Składniki:

  • makaron z jednej zupki chińskiej
  • 1/2 litra wody
  • pół czerwonej i pół żółtej papryki
  • pół słoiczka kukurydzy
  • 250-300 g mięsa lub kiełbasek/parówek
  • 3 brukselki
  • dwie szalotki
  • przyprawy i zioła do smaku: sól, pieprz, papryka (kwestia gustu, ja daję słodką, jak ktoś lubi pikantne dania można dać i chilli), tymianek, bazylia, czosnek
  • opcjonalnie pieczarki
  • mała ilość oleju do smażenia




Cebulę i paprykę siekamy, brukselkę "obieramy", wszystkie warzywa smażymy na małej ilości tłuszczu przez ok. 10 minut. Jeżeli korzystamy z surowego mięsa i pieczarek, musimy je smażyć razem z warzywami, jeżeli dodajemy parówki można dodać je później.
Podsmażone warzywa zalewamy wodą. Wrzucamy do niej makaron. Gdy napęcznieje, dodajemy przyprawy i pokrojone na kawałki parówki.
Dusimy aż do momentu, wyparowania całej wody.
Kukurydzę dodajemy na sam koniec.
Z podanych składników wyszły mi dwie olbrzymie porcje.

Planuję zrobić jeszcze inną, całkowicie odmienną w smaku wersję tego dania: z rukolą, fetą, lekkim mięsem i suszonymi pomidorami.

11 grudnia 2013

Wstyd mi za siebie

Strasznie ostatnio zaniedbuję bloga, wiem.
I nawet jest mi troszkę wstyd z tego powodu. Na swoje usprawiedliwienie dodam, że znowu mam przeprowadzkę na głowie. To była ciężka decyzja, ale generalnie chodzi o to, że mam odmienną, niż właściciel mieszkania definicję "ciepła".
Dla mnie dom w którym jest 14-15 stopni absolutnie ciepły nie jest. Najgorsze jest to, że w momencie takich spadków temperatury (a jeszcze nie ma mrozów na litość boską!) czasami nie mam przy sobie nawet kawałka mężczyzny i wtedy chłód jest tak dotkliwy, że aż zasnąć jest ciężko.
No ale koniec tego tematu, trochę się pożaliłam, to teraz się trochę pochwalę:
mikołajki i liczne promocje w ostatnich dniach zaowocowały takimi oto zapasami:



To co prawda nie wszystko, bo kilka egzemplarzy już zeżarłam. Ostatnio potrafię w ciągu jednego dnia w pracy zjeść całą tabliczkę. Ale z tego powodu nie jest mi wstyd. 
A co do postów - obiecuję poprawę ;)

6 grudnia 2013

Gulasz wołowy z papryką, ryżem i pietruszką

Zima to idealny czas na gorące, sycące i rozgrzewające mięsne dania.
To idealny czas na wszelkiego rodzaju gulasze i dania jednogarnkowe. Czas na pomidory, paprykę i rozgrzewające przyprawy.
Właśnie w tym momencie u mnie za oknem wichura i śnieżyca, a ja się rozgrzewam talerzem gorącego mięska.
Gulasz wołowy jest bardzo prosty w wykonaniu, bardzo smaczny, jedyną jego wadą jest długi czas duszenia.



Składniki na danie dla 4 osób:

  • kilogram mięsa wołowego (najlepiej jakieś typowo gulaszowe)
  • woda
  • jedna szalotka
  • passata z pomidorów (lub koncentrat w słoiczku)
  • przyprawy: pieprz, pietruszka, sól, mielona papryka, chilli, kurkuma
  • papryka kolorowa (u mnie po pół żółtej i czerwonej)
  • odrobina oleju do smażenia
  • dodatki: ryż, surówka




Szalotkę i paprykę siekamy, mięso kroimy w kostkę, podsmażamy wszystko na tłuszczu. Następnie zalewamy wszystko wodą (ok. 300 ml) i dusimy przez około dwie godziny. W razie potrzeby dolewamy wody.
Pod koniec duszenia doprawiamy i zalewamy pomidorami.
Podajemy z ryżem lub kaszą i surówką.
Można dodać też pokrojone w plastry pieczarki i kukurydzę.

4 grudnia 2013

Perła Winter

Latem skusiłam się na letnią wersję Perły - rzekomo jabłkowo-miętową.
Opisywałam ją na blogu. Przypomnę, że w moim odczuciu była obrzydliwa, smakowała jak piwo z płynem do naczyń.
Sceptycznie podchodziłam do wersji zimowej, co chyba nikogo nie zdziwi.
Ogólnie nie jestem piwoszem (piwoszką?), od alkoholu jakiejkolwiek maści wolę słodycze maści wszelakiej.
Ale czasami (raz na ruski rok) na coś z procentami ochotę mam. Wódki nie tykam pod żadną postacią, za klasycznym piwem nie przepadam, pozostają mi więc lekkie wina, likiery, cydry i piwa smakowe.
A że tej Perły jeszcze nie próbowałam, to się skusiłam myśląc, że gorsza, niż swój letni odpowiednik chyba być nie może.
Może?



Piwo jest zamknięte w przezroczystej, niebarwionej szklanej butelce, etykieta jest w kolorach różu i fioletu. Kosztuje 3,40 zł w małym osiedlowym sklepie z alkoholem.
Producent twierdzi:
"Winter to unikalna kompozycja piwa z dziką różą i czarnym bzem bez dodatku konserwantów. Przekonaj się jak smakuje zima w wydaniu Perły."

Skład: piwo (80%), soki: jabłkowy i z czarnego bzu (19,9%), aromaty: czarny bez i dzika róża, kwas cytrynowy, stevia.
Dalej jest napisane "produkt naturalnie mętny", ja żadnej, nawet najdrobniejszej mętności nie zauważyłam.



Piwo ma kolor różowy, pachnie malinami i w pierwszym odczuciu również malinami smakuje. Nie są to tak obrzydliwe maliny, jak np. w przypadku Redd'sa, te są całkiem znośne.
Dopiero, gdy przełkniemy łyk piwa faktycznie czuć ten czarny bez.
Goryczka jest znikoma, produkt jest troszkę kwaskowy, trochę bardziej słodki, wyraźnie owocowy.
Po kilku łykach odetchnęłam z ulgą, to piwo jest dużo lepsze, niż Perła Summer, której dałam radę wypić jedynie jeden łyk i przed natychmiastowym wypluciem go powstrzymało mnie jedynie to, że musiałabym czyścić tapicerkę w nowiutkim aucie.
Wersja Winter jest znośna. Daleka jestem od zachwytów, ale uczciwie muszę przyznać, że to da się pić.
Dla mnie jest to produkt "na raz" - z ciekawości kupiłam, spróbowałam i więcej do niego nie wrócę, bo wolę wydać pieniądze na coś, co mnie zachwyca, a nie coś, co jest po prostu zjadliwe/poprawne/znośne.

Ocena ogólna: 6/10.

28 listopada 2013

Miłość od pierwszego ugryzienia - rurki waflowe Tasso z Biedronki

Ileż to razy natknęłam się w internecie (głównie na Wizażu) na zachwyty nad tymi rurkami? Nie jestem w stanie zliczyć.
Rurki waflowe kojarzyły mi się jednak bardziej z takimi na wagę: twardymi, z mało smakowitym również twardym i sztucznawym nadzieniem.
Dlatego właśnie duuużo czasu minęło, zanim po raz pierwszy biedronkowy produkt zakupiłam.
Ba, nawet letnia promocja -30% na wszystkie ciastka mnie nie przekonała, zakupiłam wtedy zupełnie co innego (Twistery z nadzieniem wiśniowym - bajka!).
Nadszedł jednak taki dzień, kiedy nie wiedziałam na co konkretnie mam ochotę.
Przeszłam koło rurek Tasso kilka razy rzucając w ich stronę spojrzenie zarówno zaciekawione i nieufne. Aż w końcu stwierdziłam "A co tam!" i wpakowałam paczkę waniliowych rurek do koszyka.
"Najwyżej chłop zje" :D



Rurki kosztują 3,99 zł, są dostępne w dwóch smakach: kakaowym i waniliowym.
Normalnie wzięłabym na spróbowanie pewnie najpierw kakaowe, ale miałam w pamięci to, że 90% zachwytów dotyczyło jednak tego drugiego smaku.
Więc na pierwszy ogień poszły waniliowe. Już po pierwszym małym kawałku pierwszej rurki wiedziałam, że je pokocham. Niestety, bo kocham je do tego stopnia, że potrafię za jednym razem zeżreć pół paczki.
Największy plus - rurki (w sensie ta waflowa część) nie są twarde! Są delikatne i idealnie chrupkie, kruszą się nawet pod dotykiem palca. Normalnie bym pewnie na to kruszenie narzekała, ale mam teraz przynajmniej pretekst, żeby trochę częściej zagonić chłopa do odkurzania.
A wracając do rurek: nadzienie nie jest ani twarde, ani sztuczne, ani nie smakuje przeterminowaną margaryną. Jest PYSZNE. Ma konsystencję ubitej śmietanki, jest delikatne, mocno waniliowe w smaku i zapachu.



Całość jest boska i mocno uzależniająca, od paru tygodni kupuję te rurki nałogowo.
Nawet sobie żartuję, że "mogliby coś zmienić w tych cholernych rurkach, bo są za dobre, nie sposób się oderwać".
Po kilku paczkach rurek waniliowych przyszła pora na degustację drugiego smaku. Bo a nuż widelec znowu jestem dziwolągiem i druga wersja będzie dla mnie jeszcze lepsza?
Jak pomyślałam, tak też zrobiłam i kupiłam tym razem nie jedno, a dwa opakowania. Żeby sobie porównać, a nie żeby zjeść więcej - tak sobie wmawiam.
Kakaowe rurki w moim odczuciu różnią się nieco od waniliowych.
Wafel wydaje się troszkę (niewiele, ale jednak wyczuwalnie) twardszy, nadzienie też jest nieco bardziej zbite.
Sam wafel w smaku (poza tą twardością) jest identyczny w obu wersjach. Nadzienie kakaowe przypomina mi trochę ciastka Hit. 
Ta wersja też jest bardzo smaczna, ale to nie TO. Waniliowe rurki są po prostu lepsze, a na pewno są słodsze.
Mojemu facetowi właśnie z tego powodu bardziej smakują kakaowe. I bardzo dobrze, będzie więcej waniliowych dla mnie :D

26 listopada 2013

Kluski śląskie z sosem szpinakowym i prażoną cebulką

Jak już nieraz pisałam - uwielbiam ziemniaki. Nieważne czy to frytki, nadziewane całe ziemniaki, smażone talarki, zapiekane ćwiartki, placki czy kopytka. Ziemniaki można przyrządzić na tyle różnych sposobów, że nigdy się nie znudzą, a do tego są tanie i sycące.
Alternatywą dla uwielbianych przeze mnie kopytek są kluski śląskie. Niby prawie to samo, ale jak dla mnie te dwie rzeczy mają różne zastosowanie. Kopytka podaję jako zamiennik frytek czy ziemniaków z wody - jako dodatek. Kluski śląskie są podstawą dania, wystarczy do nich jakiś sos i gotowe.
Ostatnio jakoś mnie naszło na "kluski z dziurką", więc narobiłam ich sporo, z czego większość zamroziłam na wypadek nagłej zachcianki ;) Miałam do tego ochotę na szpinak, niestety nie udało mi się dostać świeżego, więc w przepisie będzie mrożony, ale jeżeli napotkacie świeży, to warto się skusić, moim zdaniem jest nieporównywalnie smaczniejszy.



Składniki:
Kluski:

  • ok. kilogram ugotowanych i wystudzonych ziemniaków
  • jajko
  • mąka ziemniaczana

Sos:

  • szklanka śmietanki 30%
  • odrobina tłuszczu do smażenia
  • 150 g szpinaku mrożonego lub kilka garści świeżego
  • pieprz, sól, dwa ząbki czosnku
  • gotowa prażona cebulka


Ziemniaki przepuszczamy przez praskę, dodajemy jajko i mąkę, szybko wyrabiamy ciasto.
Dzielimy je na części, z każdej części tworzymy rulon o średnicy ok. 5-7 cm. Kroimy go na niewielkie kawałki. Z każdego z kawałeczków formujemy kulę, którą następnie lekko spłaszczamy i palcem robimy dziurkę pośrodku.
Gotujemy kluseczki w posolonej wodzie przez około minutę od ich wypłynięcia na powierzchnię.
Szpinak wrzucamy do rondelka z odrobiną oleju. Świeży podsmażamy około 2 minuty, mrożony do momentu roztopienia.
Dodajemy śmietanę i przyprawy. Można dodać również jakiś wyrazisty w smaku ser pleśniowy, np. rokpol.
Polewamy sosem kluski i posypujemy je prażoną cebulką.

18 listopada 2013

Bon Creme Owoce i śmietana - nowość z Biedronki

Parę tygodni temu w Biedronkach pod szyldem marki Bon Creme (marka własna dyskontu z owadem w logo) pojawiła się nowość - deserki Owoce i śmietana.
Na Wizażu produkt ten szybko stał się "sławny", zachwytom nad nim nie było końca, jedynie parę osób się pod tym względem wyłamało i marudziło.
Deserki te są dostępne w czterech smakach: truskawkowym, jagodowym, wiśniowym i pomarańczowo-czekoladowym.
Moja Biedronka jest niewielka i miewa opóźnienia z dostawami nowości, dlatego trochę się naczekałam, zanim to (spoiler alert!) cudeńko się pojawiło i u mnie.
Ale w końcu się pojawiło. I kupiłam. Trzy smaki, nie wzięłam jedynie wiśniowego, bo wiśnie do moich ulubionych owoców nigdy nie należały.



Deserki zamknięte są w małych kubeczkach 140 g, kosztują 1,69 zł.
Nie są tanie, ale nie są to jogurty do pożerania dzień w dzień po 3-4 kubki. Od czasu do czasu można sobie pozwolić ;)
Producent określa ten produkt jako "przysmak z ukwaszonej śmietany z sosem.
Skład pomijając zagęstniki jest niegłupi, nie ma w nim syropu glukozowo-fruktozowego.
Deserki składają się z dwóch warstw: na dole mamy śmietanę, która stanowi jakieś 80% całości, a na wierzchu niemal pod samym wieczkiem mamy sos owocowy/czekoladowy. 

Zacznę od smaku, który podszedł mi najmniej ze wszystkich próbowanych, mianowicie od czekolady z pomarańczą.
Nazwa moim zdaniem jest nietrafiona, ponieważ wyczuwam tam co najwyżej wyrób czekoladopodobny. I nieświeżą pomarańczę. Słowo daję, sos smakuje naprawdę sztucznie, ledwo dałam radę zmęczyć cały kubeczek, który duży przecież nie jest.
Ciężko powiedzieć czy "czekolada" w sosie jest mleczna, czy deserowa, ja czułam tylko sztuczny aromat pomarańczy w zapachu i wyrób czekoladopodobny w smaku.
Na swoje nieszczęście zaczęłam konsumpcję od tego właśnie smaku, co sprawiło, że obawiałam się kolejnych, że będą równie nieudane. W tej wersji pochwalić mogę jedynie część śmietanową, ma dobrą konsystencję i faktycznie kwaskowaty posmak, ale nie taki, jak w jogurtach naturalnych, subtelniejszy. 

Następnie spróbowałam wersji truskawkowej. Dużo lepsza, niż czekoladowo-pomarańczowa, co nie było zresztą trudne. Czuć truskawki, całość jest jak śmietana wymieszana z konfiturą truskawkową.
Dobra, ale to jeszcze nie "TO".
Sos truskawkowy jest dość gładki w konsystencji, intensywny w zapachu. Śmietana taka sama jak w innych wersjach smakowych.
Na szczęście nie czuć tutaj sztucznych posmaków czy aromatów. Tę wersję zjadłam ze smakiem, ale jakoś niespecjalnie mnie kusi, żeby do niej wrócić, traktuję ją raczej jak smaczną ciekawostkę, taką na raz.

Wersję jagodową zostawiłam sobie na koniec.
Ten smak to strzał w dziesiątkę! Całość smakuje jak świeżo zebrane w lesie jagody wymieszane ze swojską śmietanką. Pycha! Zapach jagód jest intensywny, smak również. Kolor bardzo odpowiedni. Zero sztuczności.
W sosie widać kawałki owoców, co jeszcze potęguje uczucie "swojskości". Do tej wersji mam ochotę wracać i wracać, cieszę się, że nie kosztuje mniej, bo wtedy pewnie kupowałabym ten deser bardzo często, a malutki kubeczek to niemal 250 kalorii.
Polecam z czystym sumieniem, nie odpowiadam za skutki uboczne w postaci uzależnień ;)

Ocena ogólna:
czekolada/pomarańcza 3/10
truskawka 7/10
jagoda 9/10

16 listopada 2013

Czekoladowo mi: Milka z Oreo

Dziś pora na post "na słodko", bo jeszcze nie skończyłam pisać o czekoladach ;)
Opisywałam już Milkę z Daim, która mnie nie zachwyciła i do której już nie wrócę.
Jednocześnie z nią pojawiła się w Żabkach Milka z ciasteczkami Oreo.
Od razu wiedziałam, że zasmakuje mi bardziej, niż wersja z Daim.



Jak smakuje Milka z Oreo?
Jakby faktycznie ktoś wrzucił pokruszone ciastka w supersłodką milkową czekoladę. 
Czekolada jest bardzo typowa: mocno mleczna i bardzo słodka, dla mnie pyszna, dla niektórych nie do przełknięcia. Jeżeli ktoś nie lubi klasycznej Milki, to nie ma co się łudzić, że ta mu zasmakuje, bo tak się nie stanie. To nadal ta sama czekolada, tyle że z nadzieniem.
No właśnie - nadzienie.
Dużo białego mlecznego kremu, dokładnie takiego, jakim są przełożone ciastka Oreo. Krem jest pyszny, delikatny, nie jest przesłodzony, nie ma co się obawiać, że nadzienie to "sam cukier". Czuć mleko, nie cukier.
Poza tym jest bardzo dużo kawałków ciasteczek. Czarnych kakaowych ciasteczek Oreo. Ciastka chrupią i nadają całokształtowi wyrazistości.
Dla mnie to jedna z najlepszych czekolad Milki ever, odkąd pierwszy raz udało mi się ją kupić, regularnie do niej wracam, nawet dziś zjadłam kilka kostek.
Czekolada ma jednak swoje wady - bardzo subiektywne. Nie sposób się od niej oderwać, o ile zazwyczaj przy innych czekoladach wystarczą mi 2-3 kostki, tak tej potrafię wciągnąć połowę i nie mam dość.
Jest po prostu tak cholernie dobra.
Kto jeszcze nie próbował - polecam.
Komu smakuje - a nie mówiłam?
Komu nie smakuje - dobrze, będzie więcej dla mnie.

Ocena ogólna 10/10

13 listopada 2013

Penne z łososiem, lazurem i mascarpone

Znowu makaron ;)
Kocham makarony i jem je niemal codziennie. Makaron to nieograniczone pole do popisu, staram się o różnorodne dodatki, nie mogłabym jeść przez kilka dni z rzędu tego samego.
Dawno nie jadłam łososia, więc jak ostatnio w Biedronce była na niego promocja, to od razu się skusiłam.
Makaron z sosem z wędzonym łososiem to danie delikatne i subtelne w smaku, oczywiście można je "podkręcić", jeżeli się lubi bardziej wyraziste smaki. Ja jednak lubię subtelność, nie przepadam za daniami, które aż bombardują moje kubki smakowe swoją wyrazistością.
Mój makaron poza łososiem zawiera tylko odrobinę przypraw, łyżkę śmietanki i sery, jednak bardzo dobrze będą się też komponować inne dodatki: koperek, cytryna, rukola, szpinak, por, oczywiście nie wszystkie naraz ;)



Składniki na porcję dla dwóch osób:

  • ulubiony makaron (u mnie penne) - 200 g
  • wędzony łosoś (może być od razu z ziołami) 60-100 g
  • 2-3 łyżki śmietanki 30%
  • 2 potężne łyżki mascarpone
  • lazur - ok. 25 g
  • opcjonalnie świeży koperek (suszony się nie nadaje, nie ma takiego aromatu), starta skórka z cytryny, biały pieprz


Makaron gotujemy w osolonej wodzie.
W małym rondelku roztapiamy sery ze śmietanką, gdy całość będzie już płynna dodajemy koperek, skórkę z cytryny i pieprz. Gotujemy jeszcze przez minutę na małym ogniu.
Ugotowany makaron łączymy z serowym sosem. Na talerzu dodajemy pokrojonego na małe kawałeczki łososia.

12 listopada 2013

Tagliatelle ze swojską kiełbasą i wędzonym twarogiem

Wizażanki od dawna kusiły lidlowym wędzonym twarogiem Pilos. Problem był taki, że nigdy nie mogłam go dostać, bo najwyraźniej w Lidlach, które były mi najbliższe nie był wcale dostępny.
Miesiąc temu przeprowadziłam się w całkiem inną okolicę i w "nowym" Lidlu udało mi się wypatrzeć ten właśnie twaróg. Od razu go kupiłam.
Potem przyszła chwila konsternacji. "Ale z czym ja mam to zjeść?"
Nie jadam pieczywa, więc kanapki odpadają. Postanowiłam dodać twaróg do mojego ulubionego kuchennego produktu - do makaronu.
I tak oto, drogą improwizacji powstało tagliatelle z kiełbasą i wędzonym twarogiem.
Pyszne, sycące danie na chłodny jesienny wieczór.
Mała wskazówka: dobrze jest użyć naprawdę dobrej jakości kiełbasy, która będzie dość mocno pieprzna w smaku.



Składniki na danie dla dwóch osób:

  • makaron tagliatelle - ok. 6 "gniazdek"
  • swojska kiełbasa - ok. 150 g
  • wędzony twaróg - ok. 1/4 opakowania
  • nieduża szalotka
  • natka pietruszki
  • sól, pieprz


Makaron gotujemy w osolonej wodzie z dodatkiem kilku kropel oleju.
Szalotkę obieramy i siekamy na cienkie piórka, kiełbasę kroimy na półplasterki. Podsmażamy kiełbasę z cebulką.
Ugotowany już makaron wrzucamy na patelnię i smażymy razem z kiełbasą, w razie potrzeby podlewamy całość 1-2 łyżkami wody. Dorzucamy pokruszony twaróg i natkę, doprawiamy.
Podajemy od razu.

8 listopada 2013

Paszteciki z pieczarkami - idealne na święta do barszczu

Paszteciki z dzisiejszego posta są bardzo fajną przekąską, śniadaniem lub dodatkiem - są wielofunkcyjne ;)
Zazwyczaj robię takie na Boże Narodzenie - podaję je jako dodatek do barszczu. Pieczarki można zastąpić innym farszem: dynią, twarogiem, mięsem czy warzywami, paszteciki zawsze będą pyszne, niezależnie od tego, co umieścimy w ich wnętrzu. Drożdżowe paszteciki mogą też być szybkim lunchem do pracy bądź śniadaniem na ciepło - można je odgrzać w piekarniku lub mikrofali.


Składniki:
Ciasto:
  • 0,5 kg mąki
  • 50 g drożdży (lub jedno opakowanie suszonych)
  • 1,5 szklanki letniego mleka
  • 3 łyżki cukru
  • jajko
  • 4 łyżki oleju
  • szczypta soli

Farsz:
  • 0,5 kg pieczarek
  • 3 średnie szalotki
  • 3 łyżki śmietany
  • olej do smażenia
  • przyprawy: sól, pieprz, natka pietruszki

Dodatki:
  • roztrzepane żółtko do posmarowania pasztecików
  • opcjonalnie ziarenka maku lub sezamu do posypania




Pieczarki myjemy, pozbawiamy ogonków i siekamy, to samo robimy z cebulkami.
Na niewielkiej ilości oleju smażymy przez kilka minut obydwa składniki. Następnie pozbywamy się nadmiaru tłuszczu i grzyby z cebulą łączymy ze śmietaną, natką i przyprawami. Warto dodać sporo świeżo zmielonego czarnego pieprzu, dzięki temu paszteciki będą wyraziste.
Z drożdży, mleka, cukru i odrobiny mąki przygotowujemy rozczyn, który następnie odstawiamy na 20 minut w ciepłe miejsce, by drożdże urosły. Po upływie tego czasu do dużej miski przesiewamy resztę mąki, dodajemy rozczyn drożdżowy i jajko i mieszamy całość do uzyskania jednolitego w konsystencji ciasta.
Gdy masa jest za rzadka, dodajemy więcej mąki, a gdy zbyt zbita - dolewamy odrobinę wody. Idealne ciasto powinno być miękkie, ale nie za rzadkie.
Na sam koniec dodajemy olej i mieszamy do momentu, gdy ciasto zacznie odstawać od miski i odklejać się od rąk. 
Przykrywamy miskę z ciastem ściereczką i odstawiamy w ciepłe miejsce na kolejne 15-20 minut.
Gdy ciasto już wyrośnie podsypujemy je odrobiną mąki i kładziemy na stolnicy. Formujemy je w długi i wąski prostokąt. Przez środek prostokąta (wzdłuż) rozprowadzamy pasek farszu, następnie zwijamy ciasto w rulon i dociskamy, by się skleiło.
Gotowy rulon kroimy w poprzek na kawałki o szerokości ok 5-6 cm, każdy z nich smarujemy na wierzchu roztrzepanym żółtkiem i wedle uznania posypujemy gruboziarnistą solą, makiem lub sezamem. 
Gotowe paszteciki układamy na blasze wyłożonej papierem do pieczenia i pieczemy przez 25-30 minut w temperaturze 180 stopni.

6 listopada 2013

Pancakes dla odmiany na serku homogenizowanym + sos pomarańczowo-czekoladowy

Często do placków/naleśników/sosów/innego żarcia używam maślanki, zostało mi to nawet "wypomniane", z humorem oczywiście ;)
Lubię maślankę. Jest tania, zazwyczaj ma w miarę dobry skład, nie jest kwaskowa w smaku (czyt. kompletnie niezjadliwa solo) jak jogurt naturalny i jest idealnie płynna, co w przypadku placków jest ogromną zaletą.
Ale nie na maślance się moja kuchnia kończy, lubię też bardzo naturalny serek homogenizowany. Jest bardziej gęsty, niż maślanka, więc pozwala wyczarować bardziej gęste ciasto i grubsze placuszki.
Pancakes z dzisiejszego wpisu są właśnie na naturalnym serku. Tym, co jest w nich jednak najwspanialsze jest sos pomarańczowo-czekoladowy.
Pomarańcza rewelacyjnie komponuje się z deserową czekoladą i ten sos jest tego najlepszym dowodem.





Składniki:

  • 1 opakowanie (300 g) naturalnego serka homogenizowanego
  • łyżeczka esencji waniliowej
  • 1/4 szklanki cukru
  • szczypta soli
  • jajko
  • szklanka mąki
  • 3 łyżki roztopionego masła

Na sos:

  • 50 g deserowej czekolady
  • 4-5 łyżek konfitury pomarańczowej


Łączymy wszystkie składniki na placki w misie i mieszamy do uzyskania gładkiej masy.
Rozgrzewamy patelnię bez tłuszczu, smażymy spore placki.
Czekoladę łamiemy na kawałki, roztapiamy w rondelku, dodajemy konfiturę i łyżkę jogurtu greckiego (lub maślanki :D). Można dodać cynamon lub goździki.
Sos w momencie podawania musi być gorący, wtedy smakuje najlepiej.


3 listopada 2013

Ryż z warzywami i kurczakiem

Dziś przepis na prosty i pyszny obiad, ja często przygotowuję sobie takie danie jako lunch do pracy, można je zapakować w pojemnik i podgrzać w mikrofali. I jest zdecydowanie pyszniejsze od kanapek czy wszelakich gotowców :)
Kurczaka można oczywiście pominąć, ja lubię troszkę mięsa w posiłkach, ale bez kurczaka danie również jest bardzo smaczne i sycące.





Składniki na danie dla dwóch osób:

  • szklanka ryżu
  • ok. litr wody
  • spora marchewka
  • puszka kukurydzy
  • nieduża pojedyncza pierś z kurczaka
  • brokuły
  • sól, pieprz, tymianek, kurkuma


Ryż podsmażamy przez chwilę na patelni bez tłuszczu, następnie zalewamy wodą i dusimy pod przykryciem razem z pokrojoną na plasterki marchewką i brokułem podzielonym na nieduże różyczki.
Ryż ma się ugotować do miękkości, należy go często mieszać i podlewać wodą, by się nie przypalił.
Na osobnej patelni podsmażamy kurczaka pokrojonego w drobną kostkę, następnie dorzucamy go do ryżu i warzyw.
Gdy ryż będzie już miękki, doprawiamy go i dusimy jeszcze dodatkowe 2-3 minuty. Na sam koniec wrzucamy kukurydzę i mieszamy.
Podajemy na ciepło, można dodać łyżkę jogurtu lub jakiegoś sosu, by danie nie było zbyt suche.



1 listopada 2013

Tagliatelle z porem, mascarpone i szynką szwarcwaldzką

Kocham ser pod każdą postacią: lubię twarogi, żółte, pleśniowe, łagodne, pikantne, kremowe, do smarowania.
Mogłabym spokojnie żyć bez mięsa, ale dzień bez sera jest dniem straconym.
Mascarpone jest serem nietypowym, bo uniwersalnym. No bo powiedzmy sobie szczerze: czy np. lazur albo gouda nadaje się do deseru? Nie ma mowy. A mascarpone jest serem na tyle "plastycznym" w kwestii zastosowania, że można użyć go i do obiadu (i to bynajmniej nie w wersji na słodko) i do deseru i zawsze będzie smakował wyśmienicie.
Dodawałam mascarpone zarówno do tiramisu, do deserów z owocami, jak i do lasagne czy makaronów. Dziś przepis na makaron z tym pysznym kremowym serkiem.




Składniki na danie dla dwóch osób:

  • makaron tagliatelle - ok. 200 g
  • łyżka stołowa śmietanki 30%
  • 50 g szynki szwarcwaldzkiej
  • świeżo zmielony czarny pieprz
  • ok. 100 g serka mascarpone
  • kawałek ok 6 cm średniego pora
  • odrobina tłuszczu do smażenia


Makaron gotujemy w osolonej wodzie. Szynkę porwaną na małe kawałeczki przesmażamy szybko (kilkanaście sekund) na patelni bez tłuszczu. Następnie na patelnię wlewamy tłuszcz i smażymy posiekanego w plasterki pora do miękkości. Ser ze śmietanką rozpuszczamy w rondelku na małym ogniu, po roztopieniu dodajemy usmażonego pora i dusimy jeszcze 2-3 minuty.
Gotowy makaron mieszamy z serowo-porowym sosem, wykładamy na talerze, następnie posypujemy szynką i świeżo zmielonym pieprzem. Raczej nie dodajemy soli, bo szynka jest słona sama w sobie, makaron również jest słony po ugotowaniu.

28 października 2013

Czekoladowo mi - gorąca czekolada w wersji białej

Dawno, dawno temu w każdym sklepie, mniejszym czy większym można było kupić białą czekoladę LaFesta. 
A zacny to był napój, tylko mało wydajny. Ale co tam, za to jaki dobry.
Pewnego dnia czekolada ze sklepów zniknęła. Zniknęła z małych osiedlowych sklepików, gdzie bułka kosztuje tyle, co Snickers w Tesco, zniknęła też z wielkich marketów i nikt jej już nigdy nie widział.




Długo nosiłam się z zamiarem zrobienia sobie domowej białej czekolady, nie wiem właściwie dlaczego, skoro to szybkie i proste jak budowa cepa.
Podstawa to 200 ml mleka i 1/3 standardowe stugramowej tabliczki białej czekolady (ja użyłam Fin Carre z Lidla).
Czekoladę należy połamać na kawałki, wrzucić do garnuszka, zalać kilkoma łyżkami mleka i rozpuścić na małym ogniu. Po rozpuszczeniu dolewamy resztę mleka i podgrzewamy.
Można dodać kardamon, ja jednak wolę "czysty" smak białej czekolady, przypomina mi beztroskie czasy, kiedy byłam piękna i młoda, a w stołecznych sklepach można było dostać LaFestę.

23 października 2013

Zupa marchewkowa z imbirem i szynką szwarcwaldzką

Ostatnie dni są na szczęście (i oby tak dalej!) mało jesienne i przygnębiające, mimo to jednak ciągle mam apetyt na "jesienne" potrawy. 
Kupiłam ostatnio w lidlowej promocji szynkę szwarcwaldzką i postanowiłam ją wykorzystać do zupy.
Jesiennej i rozgrzewającej, oczywiście, jakżeby inaczej ;)




Zupa marchewkowa z imbirem to jesienny standard - gęsta zupa z korzennym posmakiem.
Nigdzie nie spotkałam się jednak z wykorzystaniem szynki, dlatego postanowiłam improwizować.
I muszę (nieskromnie) przyznać, że efekt był świetny, zupa sama w sobie była delikatna i mocno marchewkowa, przez co słodkawa, imbir dawał gorzki posmak, a szynka z kolei dawała aromat i słony posmak, tak wyrazisty dodatek do zupy był strzałem w dziesiątkę!


Składniki na porcje dla czterech osób:

  • kilogram marchewek
  • 2-3 spore ziemniaki
  • 1/2 szklanki gorącej wody
  • 3/4 litra bulionu warzywnego
  • płaska łyżeczka mielonego imbiru
  • sól, pieprz, tymianek, natka pietruszki
  • naturalny jogurt grecki
  • opakowanie (100g) szynki szwarcwaldzkiej




PRZYGOTOWANIE:
Marchewki i ziemniaki obieramy, myjemy, kroimy na kawałki i gotujemy do miękkości, najlepiej na parze.
Bardzo miękkie już warzywa miksujemy razem z gorącą wodą oraz wszystkimi przyprawami i imbirem.
Wlewamy do garnka razem z bulionem i gotujemy przez 5-10 minut na małym ogniu.
Rozlewamy do talerzy, na powierzchni robimy kleksy z jogurtu greckiego i posypujemy całość porwaną na małe kawałeczki szynką.

21 października 2013

Ciastka Amerykanki - Wedel

Zacznę ten post "z grubej rury": nie lubię Wedla, ich czekolady są jak dla mnie strasznie przereklamowane i niespecjalne w smaku.
Tłuste, mało kremowe, mało mleczne. Nie jestem w stanie wskazać nawet jednej zjadliwej wedlowskiej czekolady. Jakieś 10 lat temu Tatrzańska była niezła, niestety czasy jej świetności dawno minęły.
Właśnie przez niechęć do firmy do nowych ciastek Wedla - Amerykanek podchodziłam bardzo sceptycznie.
Właściwie nawet nie miałam zamiaru i ochoty ich próbować.
Byłam zdania, że Kaufland, w którym najbardziej lubię robić zakupy ma w swojej ofercie tańsze i pyszne tego typu ciastka ze swoich marek własnych.
Właśnie w Kauflandzie ostatnio natknęłam się na promocję na Amerykanki.
Więc stwierdziłam "A co mi tam! Najwyżej chłop zje"
I kupiłam.




Amerykanki są dostępne w dwóch wersjach: jasne ciastko z czekoladą (chyba mleczną) i kakaowe ciastko z deserową czekoladą.
Wybrałam wersję ciemną.
W obecnej promocji w Kauflandzie za opakowanie 125g zapłaciłam 2,99zł, standardowa cena to pewnie ok. 4zł.
W opakowaniu znajduje się 9 grubych ciasteczek o średnicy ok. 5 cm. Każde z nich zawiera całkiem sporo czekoladowych "kropelek", według składu na opakowaniu 37%.
Największe zaskoczenie na plus to to, że ciastka nie są twarde, jak np. wspomniane przeze mnie kauflandowe wyroby własne czy biedronkowe Kruszynki.
Z łatwością się kruszą i nie sprawiają najmniejszego problemu z jedzeniem.
W środku są jakby bardzo delikatnie wilgotne, niczym brownies. 
Samo ciastko w smaku nie jest mocno słodkie, bardzo wyraźnie kakaowe, można to odgadnąć z zawiązanymi oczami. Czekolada też nie powala słodyczą, chociaż nie jest też gorzka jak standardowa deserowa. Czuć kakao i delikatną słodycz. Czekolada nie jest twarda, jak to bywa z czekoladami Wedla, nie pozostawia też po sobie tłuszczowego posmaku, chociaż z drugiej strony chyba nie jest jej na tyle dużo, by jakiś posmak poza kakaowym zostawał.
Jeżeli chodzi o skład, to niestety można w nim znaleźć tłuszcz palmowy utwardzony, co czyni te ciastka niezbyt zdrowym przysmakiem.
Ciastka jednak są naprawdę bardzo smaczne, dlatego od czasu do czasu można zaszaleć i je zakupić ;)

Ocena ogólna: 9/10.

19 października 2013

Tagliatelle z dynią i szynką parmeńską

Podawałam ostatnio przepis na puree z dyni. Dziś pierwszy dyniowy przepis - makaron z puree i szynką parmeńską.
Dynia sama w sobie nie jest zbyt intensywna w smaku, dlatego to aromat i specyficzny smak szynki dominuje w tym daniu, całość doskonale się komponuje i jest bardzo jesienna zarówno "smakowo", jak i wizualnie.




Składniki na danie dla dwóch osób:

  • makaron tagliatelle - około 6 "gniazdek"
  • 50 g szynki parmeńskiej
  • puree z ćwiartki małej dyni
  • tymianek
  • tarty parmezan
  • kilka kropel oliwy z oliwek


Makaron gotujemy, szynkę kroimy na cienkie plasterki i rwiemy je na małe kawałki.
Szynkę podsmażamy przez około minutę na patelni bez tłuszczu, potem dodajemy puree aby je podgrzać.
Zestawiamy z gazu, dodajemy tymianek i oliwę.
Łączymy puree z makaronem, dodajemy parmezan. Podajemy gorące.



17 października 2013

Rozgrzewająca czekolada z piankami

Jesień w pełni i na zewnątrz i w mojej kuchni.
Gorąca czekolada w niektórych sklepach (np. w Biedronce) jest dostępna tylko sezonowo - jesienią i zimą i całkowicie rozumiem, dlaczego tak jest. Czekoladę KOCHAM całym serduchem, ale w trakcie cieplejszej pory roku nie mam ochoty jej pić, a gdy za oknem zimno i brzydko, to kubek gorącej czekolady jest tym (poza obiadem oczywiście), o czym marzę wracając z pracy.
Aby sobie urozmaicić tradycyjną czekoladę i uczynić ją jeszcze bardziej rozgrzewającą zazwyczaj przyrządzam korzenną wersję.




Składniki:
  • 200 ml mleka, tłuste jest lepsze, niż odtłuszczone
  • saszetka gotowej gorącej czekolady lub pół tabliczki deserowej połamanej na kawałki
  • duża szczypta cynamonu
  • mniejsza szczypta imbiru
  • pianki (u mnie Jojo)

Mleko podgrzewamy, aby było gorące.
Gdy robimy czekoladę z saszetki, to wsypujemy ją do kubka, dodajemy przyprawy, zalewamy mlekiem i dodajemy pianki.
Jeżeli mamy czekoladę w kostce, to rozpuszczamy ją w rondelku, gdy będzie już roztopiona, dodajemy mleko, cały czas mieszając, aby uzyskać jednolitą konsystencję, następnie dodajemy przyprawy, przelewamy do kubka i dodajemy pianki.
Takie proste, a jakie pyszne ;)


10 października 2013

Wafelek Tofelek - Tastino (Lidl)

W tym tygodniu Lidl postanowił mnie rozpieścić, nie dość, że trwa w najlepsze Tydzień kawy i herbaty, na którym już się obkupiłam, to jeszcze zrobili promocję na czekolady Fin Carre i na wszystkie ciastka i wafelki Tastino.
Kupiłam dwa opakowania Sasanek w czekoladzie (o nich napiszę już niedługo) i Tofelka.
Tofelek to cienki okrągły wafelek ze sporą ilością karmelowego nadzienia.
Prawidłowo należy go przed spożyciem najpierw umieścić na kubku z gorącym napojem, by nadzienie mogło się roztopić.




Tak też właśnie uczyniłam, skonsumowałam Tofelka z kubkiem gorącego cappuccino.
Jakie są moje wrażenia? Nie jest to co prawda zachwyt, ale ogólnie jest pozytywnie.
Wafelek pod wpływem gorącej pary robi się miękki i wilgotny, dla mnie to nie jest problem, ale wiem, że niektórym osobom może to przeszkadzać.
Nadzienie faktycznie pod wpływem temperatury się topi i przy gryzieniu można zauważyć ciągnące się cienkie nitki półpłynnego karmelu.
Jeżeli chodzi o sam smak, to wafelek jak wafelek, nie jest za słodki, jest tylko tłem dla nadzienia.
To z kolei jest bardzo słodkie, jak to karmel. Jeżeli ktoś karmelu nie lubi, to bez sensu jest nawet patrzenie w stronę półki z tymi wafelkami, bo z góry będą one skazane na "o fuuuj, nie kupię tego więcej", co moim zdaniem nie byłoby zbyt sprawiedliwe.
Ja zaś karmel uwielbiam, wafelek w wersji "na ciepło" mi smakował i zdecydowanie skorzystam z trwającej jeszcze promocji i kupię więcej.

Dostępność: Lidl
Cena: regularna ok. 75-79 gr, promocyjna 55 gr
Ocena ogólna: 7/10.

7 października 2013

Czekoladowo mi cz. 2 - biała czekolada z tygodnia alpejskiego w Lidlu

Niedawno w Lidlu był tydzień alpejski. Na pierwszy rzut oka w gazetce były same ziemniaki i kiełbasy. I obrzydliwa marmolada różana, fuj.
Ale jak się bliżej przyjrzeć, można było znaleźć jeden wyjątek - czekolady.
Były cztery rodzaje: mleczna z kakaowym kremem, mleczna z orzechami, jakaś gorzka (moje zainteresowanie jej nie objęło, dlatego nawet nie pamiętam, jaki to dokładnie był smak) i biała z nadzieniem migdałowo-śmietankowym.
Po długim czasie zastanawiania się skusiłam się jedynie na tę ostatnią.
I popełniłam ogromny (naprawdę OGROMNY) błąd, kupując tylko jedną tabliczkę.
Bo była to zdecydowanie NAJLEPSZA biała czekolada, jaką kiedykolwiek jadłam.



Do rzeczy: czekolady z tej oferty kosztowały 3,33 zł za standardową wagę 100 g.
Napis na papierku "oryginalna szwajcarska jakość" jest bardzo zachęcający.
I słusznie. Czekolada jest bardzo kremowa, nie smakuje jak zlepek tłuszczu i cukru (czyli tak, jak przeważnie smakują białe czekolady, za którymi generalnie nie przepadam).
Tabliczka nie jest twarda, ma konsystencję taką, jak Milka, nie chrupie pod zębami, ale rozpuszcza się na języku.
Jest słodka, ale nie przesłodzona. Nadzienie jest pyszne, czuć faktycznie migdały.
Mimo, że całym sercem kocham czekoladę, to rzadko zdarza mi się zjeść naraz więcej niż 3-4 kostki, tej czekolady potrafię zjeść pół tabliczki w ciągu pięciu minut.
Tak bardzo jest pyszna.
Od momentu zjedzenia ostatniej kosteczki jestem pogrążona w żalu i rozpaczy spowodowanych tym, że nie kupiłam jeszcze przynajmniej ze trzech tabliczek.
Tzn. próbowałam kupić więcej, ale już nigdzie nie można było ich dostać.
Mam więc nadzieję, że czekolada ta jeszcze się w Lidlu pojawi.
Tymczasem mam na pocieszenie 3 tabliczki Milki z Oreo, o której napiszę już wkrótce.


4 października 2013

Ragout z kurczakiem - lekka i prosta potrawka gotowana na parze

I zakończyłam historię przeprowadzki. Niby najważniejsza część, czyli samo przemieszczenie się jest już za mną, ale to nie oznacza końca pracy, bo i sprzątania dużo, i rzeczy w kartonach i workach nie wyglądają najestetyczniej. Więc wszystkie najbliższe wolne dni (tutaj należy uronić łezkę współczucia) przeznaczę na sprzątanie i urządzanie się właśnie.
Najbardziej ubolewam nad tym, że kuchnia jest słabo wyposażona, na dłuższy czas pożegnam się więc z domową pizzą i bardziej "wymagającymi" wypiekami (tutaj cierpię).
Na szczęście to tylko małe ograniczenie, ogólnie możliwość gotowania mam, więc korzystam z niej.
Dzisiaj przepis na prostą, lekką i pyszną potrawkę z kurczaka.





Składniki na danie dla dwóch osób:

  • pojedyncza pierś z kurczaka
  • 1/4 kg fasoli płaskostrąkowej
  • średnia marchewka
  • pół małego kalafiora
  • dwa spore ziemniaki
  • sól, pieprz, olej, masło, koperek świeży
  • masło - ok. 50 g


Ziemniaki myjemy i nie obierając kroimy w ósemki, podsmażamy na małej ilości oleju.
Kalafior myjemy, dzielimy na różyczki, marchewkę obieramy i kroimy na plasterki, użyłam noża z ząbkowanym ostrzem, efekt jest bardziej estetyczny :)
Fasolę oczyszczamy - należy odkroić końcówki.
Wszystkie warzywa, łącznie z ziemniakami wrzucamy do parowaru lub garnka do gotowania na parze i gotujemy przez ok. 20-30 minut.
Po ok. 5 minutach gotowania dorzucamy pokrojony w kostkę filet z kurczaka.

Sos maślany:
Masło topimy, dodajemy do smaku sól, pieprz i posiekany koperek, można również dodać tymianek.
Polewamy danie sosem na talerzu, przed podaniem.




1 października 2013

Miruna w pietruszkowym cieście

Filet z ryby smażony w cieście to szybki i smaczny obiad, może być podstawą dania a'la fish&chips.
Jeżeli chodzi o rodzaje ryb, to nada się właściwie każdy filet. Nie polecam jedynie morszczuka, bo kupione przeze mnie ostatnio w Biedronce filety z tej ryby miały strasznie dużo ości, a to jak wiadomo jest strasznie upierdliwe. Nienawidzę wydłubywania ości, to znacznie ogranicza przyjemność płynącą z jedzenia, coś takiego mija się z celem.
Zazwyczaj wybieram mirunę, doradę lub tilapię.




Składniki na danie dla dwóch osób:
  • dwa świeże filety z miruny
  • mąka
  • jajko
  • maślanka
  • pęczek natki pietruszki
  • sól
  • świeżo zmielony czarny pieprz
  • tymianek
  • tłuszcz do smażenia
Filety osuszamy na ręcznikach papierowych.
W misce mieszamy mąkę, jajko, maślankę w takich proporcjach, by uzyskać masę o konsystencji śmietany.
Doprawiamy masę tymiankiem, solą i pieprzem, następnie dodajemy posiekaną natkę pietruszki i mieszamy.
Filety z ryby zanurzamy w cieście z obydwu stron a następnie smażymy na niewielkiej ilości tłuszczu i małym ogniu na złoty kolor (ok. 10 minut z każdej strony).
Podajemy z ulubionymi dodatkami, z tak przyrządzoną rybą idealnie komponują się frytki, zapiekane ziemniaki i surówka z białej kapusty.

30 września 2013

Czekoladowo mi cz. 1 - Milka z Daim

Ostatnio zauważyłam, że mam pełno czekolad, które aż się proszą, żeby napisać o nich kilka słów.
Dlatego w najbliższym czasie na blogu będzie bardzo czekoladowo, bardzo milkowo (ale nie tylko) i słodko aż do przesady, nawet jak dla mnie.

Tematem dzisiejszego posta będzie Milka z Daim.




Etykieta mówi nam "Czekolada mleczna z mleka alpejskiego z kawałkami chrupiącego karmelu".
Zapach karmelu czuć zaraz po rozerwaniu papierka, nie trzeba do tego przełamywać czekolady.
To zwiastun tego, że wspomnianego karmelu nie jest wcale tak mało.
No i faktycznie, chrupiących drobinek jest sporo.
Są słodkie jak cholera (jak to karmel) i naprawdę chrupiące.
Dla mnie niestety nie jest to zaleta, zdecydowanie wolę płynny karmel.
Ten "chrupiący" może kaleczyć dziąsła czy język, no i z moimi problemami z zębami takie rarytasy są po prostu niewskazane.
Poza tym, mimo mojej bardzo wysokiej tolerancji słodyczy ta Milka balansuje już na granicy pomiędzy "mmmm... słodkie" a "ulepek do porzygu".
Na obronę Milki dodam, że ja zjadłam dwie kostki tej czekolady, resztę zjadł mój mężczyzna i był zachwycony ale on też bardzo lubi wszystko, co słodkie.
Ogólna ocena nie jest może zbyt obiektywna, ale ja tej Milki więcej nie kupię, nieco się zawiodłam.
Oceny numerycznej nie wystawię, bo nie potrafię znaleźć złotego środka pomiędzy opinią obiektywną i tą, którą tutaj widzicie.

29 września 2013

Tradycyjne kotlety schabowe na niedzielę + jak ugotować kolbę kukurydzy

Kotlety schabowe to najpopularniejszy niedzielny obiad, tak jak sałatka warzywna jest tradycyjnym już wigilijnym dodatkiem.
I co się dziwić, są proste w zrobieniu i sycące.

Ja osobiście preferuję pierś z kurczaka bądź indyka (a prawdę mówiąc, za mocno mięsożerna to ja nie jestem, byłam dawno, dawno temu przez kilka lat wegetarianką i jestem zdania, że bez mięsa da się żyć), ale miałam dzień pod tytułem "jestem dobrą żoną", więc oto przed Wami schaboszczak rozmiarów całkiem słusznych.




Składniki:

  • plaster chudego schabu o grubości ok. 1 cm
  • mąka
  • jajko
  • śmietana
  • bułka tarta wymieszana z pszennymi otrębami
  • sól, pieprz, czosnek, oregano
  • kilka łyżek oleju do smażenia


Mięso rozbijamy, by zrobiło się naprawdę cienkie.
Jajko roztrzepujemy na talerzu, dodajemy sól, pieprz, łyżkę śmietany, czosnek i oregano, można też dodać odrobinę chilli. 
Obtaczamy kotlet w mące, następnie w jajku, a na koniec w bułce wymieszanej z otrębami. Można panierować dwukrotnie.
Smażymy kotlety na małej ilości tłuszczu na złoty kolor z obydwu stron.
Podajemy z ulubionymi dodatkami.



Jak ugotować kolbę kukurydzy:

Wskazówka nr 1:
Nie dodajemy soli do wody, w której gotujemy kolby!
Sól sprawia, że kukurydza jest twarda i niesmaczna.
Wskazówka nr 2:
Można gotować kukurydzę zarówno wrzucając ją do zimnej, jak i do wrzącej wody.
Gdy wrzucamy kolby do zimnej wody, należy je gotować krócej od momentu, w którym woda zaczęła wrzeć.
Wskazówka nr 3:
Gotujemy nie dłużej, niż 15-18 minut, zbyt długi czas gotowania również sprawia, że kukurydza w efekcie nie jest zbyt smaczna ani miękka.
Wskazówka nr 4:
Dobrze jest dodać do gotującej się wody ok. pół łyżeczki cukru, to podkreśli naturalną słodycz kukurydzy.
Wskazówka nr 5:
Po wyciągnięciu kolby z wody układamy na niej cienkie plasterki masła oraz solimy.
Kukurydza z masłem i solą nie ma sobie równych!

27 września 2013

Kolejna pizza - tym razem z cukinią, oliwkami, złocistym lazurem i mozzarellą

Uwielbiam pizzę, mogłabym ją jeść niemal codziennie. Jest chyba jedynym daniem mającym tak nieograniczony potencjał. Na pizzę można wrzucić dosłownie wszystko, dlatego każdy jest w stanie skomponować swoją ulubioną gamę dodatków.
Do tego domowa pizza jest pyszna, sycąca i uzależniająca.
I prosta oraz szybka do przygotowania.




Składniki:
Ciasto:

  • 250 g mąki pszennej
  • 0,5 szklanki gorącej wody
  • opakowanie suszonych drożdży
  • pół łyżeczki soli

Dodatki:

  • przecier pomidorowy
  • zioła i przyprawy do smaku
  • mała cukinia 
  • ser lazur złocisty - 100 g
  • czarne drylowane oliwki
  • tarty ser mozzarella - 150 g


Połowę mąki przesiewamy do miski, dodajemy drożdże, sól i zalewamy wodą.
Mieszamy. Następnie dodajemy stopniowo resztę mąki cały czas mieszając, aż ciasto zacznie mieć zwartą konsystencję i pod wpływem mieszania odklejać się od brzegów miski.
Przykrywamy wyrobione ciasto ściereczką, odstawiamy.
W tym czasie przygotowujemy dodatki: kroimy cukinię i oliwki kroimy na plasterki, ser siekamy na kawałki.
Do przecieru dodajemy przyprawy i zioła, mieszamy.
Ciasto rozkładamy na blaszce, rozciągamy je, aby było dopasowane do kształtu formy. W razie potrzeby (gdy ciasto mocno się klei) podsypujemy dodatkowo mąką.
Na cieście rozsmarowujemy przecier, układamy dodatki (z wyjątkiem tartej mozzarelli) i wkładamy do piekarnika nagrzanego do 200 stopni. Pieczemy przez ok. 12-15 minut. 
Następnie wyłączamy piekarnik, wyjmujemy pizzę, posypujemy ją mozzarellą i wkładamy na 1-2 minuty do nagrzanego piekarnika, by ser ładnie się stopił.