31 sierpnia 2013

Nadziewany bakłażan

Przepis na zapiekanego bakłażana pojawił się ostatnimi czasy na kilku blogach, które podczytuję, dlatego zapałałam olbrzymią chęcią na zjedzenie takiego cuda.
Kupiłam więc bakłażana, mięso i zabrałam się za przygotowywanie.


Składniki na danie dla dwóch osób:

  • jeden niewielki bakłażan
  • 200 g mięsa mielonego (u mnie wołowina)
  • 5 sporych pieczarek
  • mała cebula
  • 3/4 szklanki passaty z pomidorów
  • świeża bazylia
  • świeżo zmielony czarny pieprz, sól, czosnek i inne przyprawy do smaku
  • olej do smażenia


Bakłażana myjemy, nakłuwamy widelcem, kroimy wzdłuż na pół.
Wykrawamy miękki miąższ ostrym nożem o krótkim ostrzu. solimy wnętrze warzywa, solimy także miąższ. Odstawiamy na 20-30 minut.
Po upływie tego czasu wypłukujemy zimną wodą sól z bakłażana.
Cebulę i pieczarki drobno siekamy, smażymy na niewielkiej ilości oleju. Miąższ wykrojony z bakłażana kroimy drobno i dorzucamy na patelnię. Gdy cebula i pieczarki się podsmażą dorzucamy mięso.
Doprawiamy, obsmażamy delikatnie.
Wyłączamy gaz. Dodajemy passatę i dokładnie mieszamy.
Tak przygotowanym farszem wypełniamy wydrążone połówki bakłażana i zapiekamy je w temperaturze 180 stopni przez około 25-30 minut.
Można na wierzch położyć mozzarellę z zalewy, ja akurat sera nie miałam. Przed podaniem posypujemy wierzch posiekaną świeżą bazylią.



30 sierpnia 2013

Wojak Radler

Była tu już mowa o wielu radlerach, w zasadzie o prawie wszystkich, które można w Polsce nabyć.
Były dwie wersje Lecha, dwie wersje Warki, Argus, Okocim i Edelmeister.
Dzisiaj pora na Wojaka, poza tym jeszcze Łomży Lemonowej nie miałam okazji skosztować.




Wojak do tej pory kojarzył mi się z wysokoprocentowym piwem, które smakuje obrzydliwie i jest jednym z ulubionych trunków panów jeżdżących tramwajami i obnoszących się z byciem "nie do końca pierwszej lub drugiej świeżości", delikatnie mówiąc.
Dlatego obawiałam się nieco tego napoju.
Radler ten jest tradycyjnie cytrynowy, nie jabłkowy jak Warka, pomarańczowy jak Lech czy limonkowy jak Okocim.
Proporcje piwa i lemoniady to prawdopodobnie 1:1, nie jestem jednak pewna.
Zawartość alkoholu to 2,4%.
Plus za brak syropu g-f w składzie, taki Okocim na przykład już tutaj zawalił sprawę.
Jeżeli chodzi o smak, to jest to zdecydowanie najlepszy cytrynowy radler na polskim rynku.
Owszem Okocim jest smaczny nawet jak nie jest mocno schłodzony, a pomarańczowy Lech smakuje oryginalnie, jak nic, co do tej pory piłam i przez to mnie do niego "ciągnie".
Ale w kategorii "bez udziwnień" zdecydowanie wygrywa Wojak.
Cytrynowa Warka radler, Argus, Edelmeister i Lech Shandy mogą się schować.
Chmielowego posmaku nie wyczuwam, napój genialnie orzeźwia i gasi pragnienie i po prostu jest pyszny.


29 sierpnia 2013

Wafelki Góralki - wszystkie smaki

Dziś będzie o wafelkach słów kilka, taki mój mały osobisty ranking.



Lubię Góralki, ale jeżeli idę po zakupy, to rzadko się na nie decyduję.
Powód jest prosty, dokładnie ten sam, który odpowiada za to, że białego Twixa do tej pory kupiłam tylko raz.
ZA MAŁO CZEKOLADY = za mało zasłodzenia.
Góralki są pyszne, mają dużo warstw, są miękkie, delikatne, chrupiące, mają sporo kremu.
Ale jak dla mnie są za mało słodkie, jestem fanką słodkości ekstremalnej.
Kilkanaście dni temu jednak dostałam paczkę z wafelkami i innymi góralkowymi gadżetami, dlatego wafelki potulnie (i z nieukrywaną przyjemnością) skonsumowałam.
I w związku z tym dziś postaram się być obiektywna i napisać o każdym ze smaków kilka słów.
Zacznę od smaku, który mnie osobiście pasuje najmniej i im dalej, tym więcej będzie moich zachwytów ;)



GÓRALKI CZEKOLADOWE
Mój najmniej ulubiony smak. To, że nie szaleję na punkcie tej wersji, nie oznacza bynajmniej, że jest ona niedobra albo cokolwiek jest z nią nie tak.
Góralek czekoladowy to zwykły, aczkolwiek rewelacyjnej jakości kakaowy wafelek.
Nadzienie nie jest słodkie, nie jest to milkowa słodycz, za jaką szaleję, a raczej coś w stylu kakaowych wafli na wagę, jakie kupowało się w małych sklepach 20 lat temu.
Tylko w lepszym wydaniu, taka wersja deluxe.
Ocena 6/10.

GÓRALKI NUGATOWE
Ta historia to nic nowego: byłam napalona na ten smak, a nie mogłam (w sumie nadal nie mogę, niby mieszkam w Warszawie, a jednak na jakimś strasznym zadupiu, gdzie nic z nowości nie ma w żadnym sklepie) nigdzie go dostać.
W końcu parę miesięcy temu koleżanka się zlitowała nade mną i mi przesłała kilka egzemplarzy.
Po konsumpcji stwierdziłam "Eeeeee, tyle szumu o nic".
I nadal podtrzymuję tę opinię. Góralki nugatowe są mało intensywne w smaku, mało słodkie, mało wyraziste.
Mam wrażenie, że i nadzienia mają jakoś mniej, niż inne wersje.
Obiektywnie dobre to, ale szału nie ma, żadne części garderoby nie latają.
Ocena 6,5/10.

GÓRALKI ORZECHOWE
Wersja orzechowa jest niewiele lepsza od nugatowej. W sumie te dwa smaki są do siebie dość podobne, tylko tutaj mamy jasny wafelek, a nie kakaowy. I to jest zmiana na plus, wafelek kakaowy jest za mało wyrazisty w smaku.
Tutaj jest troszkę nudnawo i zdecydowanie za mało orzechowo.
Nie jestem jakąś wielką fanką Princessy (poza niepodrobioną do tej pory kokosową <3 Chociaż na korzyść Princessy działa fakt, że tam jest więcej czekolady <3), ale w kwestii wafelków orzechowych zawsze wybiorę ich produkt, choćby dlatego, że już po pierwszym gryzie z zawiązanymi oczami odgadnę, z jakim smakiem mam do czynienia.
Ocena 6,5/10.

GÓRALKI KOKOSOWE
Tutaj jest już o wiele lepiej.
Powiem szczerze, że gdyby tak wrzucić kokosowego Góralka do wiadra z płynną białą czekoladą, to kokosowa Princessa, której, jak już wspominałam, jestem wielką fanką mogłaby przestać dla mnie istnieć.
Dużo mięciutkiego delikatnego wafelka, dużo kremu i do tego jeszcze dużo białej czekolady, bajka <3
Ale cóż, rzeczywistość wita, czekolady nie ma, to i większego szału też nie ma.
Chociaż bardzo przyzwoity wafelek jest. Tylko ta czekolada na brzegach jakoś średnio mi się komponuje z kokosem, ale cóż, mam psychikę okaleczoną przez Princessę i Raffaello.
Ocena 8/10.


And the winner is...


GÓRALKI MLECZNE
Mleczne, śmietankowe, nie wiem czym to dokładnie smakuje, ale ten smak jest zdecydowanie najsłodszy.
I wyrazisty, niczego mi tutaj nie brakuje, nawet czekolady nie za bardzo.
Nie wiem, jak oni to zrobili, ale wafelek jest słodki, ale nie przesłodzony, ilość sztuk jeden wystarcza mi na moją standardową dawkę cukru i nawet pomimo braku czekolady cholernie mi smakuje.
Ocena 9/10.


28 sierpnia 2013

Twix White

Kilka osób już pisało o białym Twiksie, nie powiem, zostałam skuszona. Słowa limited edyszyn i czekolada nie powinny pojawiać się w parze nigdzie w zasięgu mojego wzroku, bo ślinotok murowany.
Jak raz słodyczowy głód porządnie mnie przycisnął, to biegłam w dresie o 22:40 do Żabki, żeby kupić to cudo. Mina starszego pana kasjera, kiedy zziajana położyłam mu Twixa na ladzie i z uśmiechem od ucha do ucha oznajmiłam, że to całe moje zakupy była bezcenna.
Do rzeczy:
Uwielbiam klasyczną wersję Twixa, białą jak do tej pory jadłam tylko raz i nie wiem, czy na tym jednym razie się nie skończy.



Nie zrozumcie mnie źle, biały Twix nie jest zły, o nie.
Właściwie wręcz przeciwnie, jeżeli chodzi o sam smak, to moim zdaniem jest lepszy, niż zwykła wersja, którą wszyscy znają.
Ale ma taki jeden spory mankament, który dla mnie jest nie do przeskoczenia.
Jest za mało "zasładzający".
W przypadku mlecznej czekolady współczynnik zasłodzenia po spożyciu ciastka czy batona jest zazwyczaj wyższy, niż przy czekoladzie białej.
Wiadomo, ciastko + karmel + czekolada = <3
A biała czekolada, choć pyszna, to pozostawia spory niedosyt, zjadłabym takich batonów pięć i może wtedy poczułabym w końcu, że spożywam cukier.
Bo po jednym niestety nie czuję nic, dalej cierpię na "dajcie mi coś słodkiego, bo umrę".

P.S. Szkoda, że Lidl nie ma w swojej ofercie białego batona Mister Choc, ich "podróbki" znanych na całym świecie smakołyków zazwyczaj biją na głowę oryginały.




27 sierpnia 2013

Knedle ze śliwkami

Czasami mam ochotę na obiad na słodko: makaron lub pierogi z owocami, zupę owocową, czy knedle.
Uwielbiam knedle ze śliwkami i połączenie śliwek z cynamonem. To jest co prawda trochę "jesienne" połączenie, ale co z tego, skoro efekt jest idealny?



Składniki:


  • 0,5 kg ugotowanych w niesłonej wodzie ziemniaków
  • mąka
  • jajko
  • śliwki węgierki


Ziemniaki przeciskamy przez praskę, dodajemy jajko i mąkę, by uzyskać zwarte w konsystencji, nieklejące się do rąk ciasto.
Dzielimy ciasto na kilka części, z każdej formujemy wałek.
Wałek dzielimy na kawałki, każdy z nich rozpłaszczamy. Kładziemy na każdym kawałku pół śliwki, zaklejamy szczelnie ciastem.
Gotujemy w lekko osolonej wodzie przez minutę od wypłynięcia na powierzchnię.

Podajemy polane jogurtem naturalnym z dodatkiem cukru i cynamonu.





25 sierpnia 2013

Leczo z papryki i cukinii

Sezon na cukinię i paprykę trwa w najlepsze, więc to idealna pora na pyszne, pikantne leczo.
Uwielbiam takie proste i szybkie dania jednogarnkowe :)



 Składniki:

  • jedna duża czerwona papryka
  • jedna średnia cukinia
  • 250 g kiełbasy (u mnie toruńska)
  • pół średniej cebuli
  • słoiczek koncentratu pomidorowego


Paprykę i cukinię myjemy. Od cukinii odkrawamy końcówki, kroimy wzdłuż na 4 części i potem na cienkie plasterki.
Paprykę oczyszczamy z nasion, kroimy w drobną kostkę. Cebulę kroimy drobno i smażymy na małej ilości tłuszczu.
Dorzucamy do garnka paprykę i cukinię, zalewamy szklanką wody i gotujemy na małym ogniu.
Kiełbasę kroimy w półplasterki i też dorzucamy do garnka.
Doprawiamy czarnym pieprzem, bazylią, pietruszką, solą, dodajemy koncentrat i gotujemy, aż warzywa będą miękkie.






23 sierpnia 2013

Pizza z oliwkami i mozzarellą

Jakiś czas temu publikowałam post ze zdjęciami pizzy z kukurydzą i brokułami, widziałam w komentarzach, że bardzo się spodobała.
Dzisiaj pora na pizzę całkowicie wegetariańską.
Jest aromatyczna, lekka i naprawdę pyszna.


Składniki:
Na ciasto:


  • szklanka mąki
  • opakowanie suszonych drożdży
  • 2/3 szklanki gorącej wody
  • pół łyżeczki soli

Dodatkowo:


  • sos pomidorowy (najlepiej passata z ziołami, ale może być zwykły koncentrat pomidorowy i suszona bazylia czy oregano)
  • czarne oliwki - ok. 10 sztuk
  • ser mozzarella - 1 kulka



Wsypujemy mąkę, sól i drożdże do miski, zalewamy gorącą wodą. Mieszamy do momentu, gdy ciasto samo się zacznie odklejać od ścianek. W razie potrzeby dosypujemy mąki lub dolewamy wody.
Odstawiamy, przykrywamy ściereczką.
Kroimy oliwki i ser na plastry. Po upływie 10-15 minut podsypujemy ciasto mąką, rozciągamy je na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia.
Smarujemy ciasto sosem, kładziemy na wierzchu składniki i pieczemy 15-20 minut w temperaturze 180 stopni.







20 sierpnia 2013

Perła Summer - piwo jabłkowo-miętowe

Zdecydowanie powinnam przestać się napalać na rzeczy, które "mogą być fajne/dobre/smaczne".
W myśl zasady "no expectations = no disappointments".
Na Perłę Summer napalałam się od zeszłego roku, jednak nigdzie nie mogłam jej dostać.
Że też nie wzięłam tego za jakiś znak, że nie powinnam jej pić?!



Polowałam i polowałam na to piwo, aż w końcu znajoma Wizażanka napisała mi o pewnym osiedlowym sklepie, w którym Perłę Summer można dostać.
Nie minęły nawet dwa dni, a kupiłam to "cudo".
Puszka 500 ml kosztowała 3,09 zł, nie ma tragedii.
Tylko wsiadłam do auta i zaczęłam czytać to, co producent chce przekazać swoim klientom na puszce.
Pierwszy w oczy rzucił mi się napis "apple beer". Myślę sobie "WTF? Miało być jabłkowo-miętowe!".
Czytam więc skład i tam jest mowa o 80% piwa, soku jabłkowym, zaprawie jabłkowej i dopiero na koniec, bez podania wartości procentowej o AROMACIE MIĘTOWYM.
Już wtedy troszkę pożałowałam, że to kupiłam, no ale jak już jest, to się wypije, nie?
Otóż nie.
Nie wypije się. A dlaczego?

Bo tego dziadostwa NIE DA SIĘ PIĆ.
Nie lubię klasycznej Perły, jest dla mnie zbyt chmielowa, a piwosz ze mnie żaden.
A to smakuje jak zwykła Perła wymieszana z pianą z Ludwika, autentycznie posmak jak z niewypłukanego po zmywaniu kubka. Fuj.
Wypiłam dwa łyki, resztę wypił mój mężczyzna, a że jemu tylko kotlety sojowe przeszkadzają, a wszystko inne jest zjadliwe, to nie narzekał, ale więcej nie kupi.


17 sierpnia 2013

Smażony kalafior w cieście

Smażony kalafior może być lekkim daniem głównym, ale polecam go raczej jako przystawkę.
Jest pyszny!


Składniki:

  • główka kalafiora
  • mąka
  • jajko
  • mleko
  • sól, pieprz
  • olej do smażenia

Na sos:

  • maślanka
  • dwa ząbki czosnku
  • sól, pieprz
  • łyżka majonezu

Z mąki, jajka i mleka wyrabiamy dość rzadkie ciasto. Doprawiamy je do smaku.
W kubku mieszamy wszystkie składniki sosu, odstawiamy na co najmniej kwadrans.
Kalafiora dzielimy na różyczki i gotujemy w lekko posolonej wodzie do miękkości.
Ugotowane różyczki zanurzamy w cieście i smażymy na oleju na złoty kolor. Podajemy na ciepło z sosem.




15 sierpnia 2013

Ciasto marchewkowe z kokosem

Kiedyś publikowałam już przepis na urocze, śliczne i tak pyszne, że aż można je zjeść wszystkie od razu muffinki marchewkowe w polewie z białej czekolady.
Ten przepis jest bardzo podobny, z pewnością zadowoli wszystkich miłośników szybkich i nieskomplikowanych wypieków.
Ciasto jest raczej "zimowe", dość mocno korzenne w smaku, nie przeszkadzało mi to jednak w spałaszowaniu całej blaszki w trakcie trwania letnich upałów.





Składniki na blaszkę 24x24 cm:
Na ciasto:

  • ok. 2 szklanki marchewki startej na drobnej tarce 
  • szklanka cukru (najlepiej trzcinowego)
  • półtorej szklanki mąki
  • pół szklanki oleju rzepakowego
  • łyżeczka proszku do pieczenia
  • łyżeczka sody
  • 3 spore jajka
  • przyprawy (cynamon, imbir)

Na polewę:

  • tabliczka 100 g białej czekolady
  • 3 łyżki kwaśnej śmietany
  • 150 g wiórek kokosowych

Wszystkie składniki na ciasto mieszamy razem w misce na gładką masę.
Foremkę na ciasto wykładamy papierem do pieczenia, wylewamy ciasto do formy.
Pieczemy w temperaturze 175 stopni przez około 20 minut.
Ciasto studzimy na kratce, w międzyczasie roztapiamy połamaną na kawałki białą czekoladę z dodatkiem śmietany na małym ogniu.
Gotową polewą polewamy ciasto, posypujemy wiórkami, zostawiamy do wystygnięcia.







Smacznego!


14 sierpnia 2013

Makaron z bobem, parmezanem i ricottą

Lubicie warzywa sezonowe? Ja bardzo.
Rok w rok wręcz nie mogę się doczekać, aż na bazarkach pojawią się świeżutkie i pachnące nowalijki.
Uwielbiam sałatki, zupy i drugie dania z użyciem takich warzyw, lubię naprawdę czuć smak, a nie tylko napakowany chemią plastik kupiony w markecie za grosze.
Uwielbiam bób, ma niepowtarzalny, charakterystyczny i bardzo intensywny smak, nie nadaje się absolutnie do tego, by grać w jakimkolwiek daniu drugie skrzypce, zasługuje na to, by być częścią dominującą.
Oto więc i gwiazda mojego obiadu: bób jako główny składnik dania makaronowego :)




Składniki na porcję dla dwóch osób:
  • 200 g makaronu kolanka
  • 200 g ugotowanego i obranego bobu
  • oliwa z oliwek do smażenia plus dodatkowo łyżka oliwy na każdą z porcji do podania
  • kilka listków świeżej bazylii
  • świeżo zmielony pieprz
  • łyżeczka startej skórki z cytryny
  • łyżka tartego parmezanu
  • ząbek czosnku
  • 200 g ricotty

Makaron gotujemy w osolonej wodzie.
Czosnek siekamy na cieniutkie plasterki, podsmażamy na oliwie przez około 30 sekund. Dodajemy bób i tartą skórkę z cytryny. Smażymy przez chwilę na małym ogniu. Część bobu rozgniatamy widelcem.
Dodajemy ugotowany i odcedzony makaron, mieszamy, polewamy resztą oleju.
Wykładamy na talerze, dodajemy ricottę, posiekaną bazylię i posypujemy pieprzem i parmezanem.


WSKAZÓWKA:
Zamiast bazylii można użyć świeżej siekanej natki pietruszki, również smakowicie się komponuje z całością.







Smacznego!


13 sierpnia 2013

Frumalt Cranberry i Pear - owocowe napoje piwne

Napalona byłam na te napoje bardzo, myślałam, że to coś pomiędzy Redd'sami a radlerami.
Stwierdziłam, że skoro cena wcale nie jest niska, to mogą być dobre (teraz mi wstyd za tę pseudologikę).
Frumalty kosztują w Tesco (nigdzie indziej ich nie widziałam) 2,49 za puszeczkę 0,3 l.
W tytule posta napisałam "owocowe napoje piwne", ponieważ nigdzie na opakowaniu nie użyto słowa "piwo". Według producenta to owocowe piwne drinki o zawartości alkoholu 4,5%.
Są dostępne cztery smaki: jabłkowy, cytrynowy, żurawinowy i gruszkowy.
Kupiłam te dwa ostatnie.




Frumalt Cranberry
Napój ma czerwony kolor, jest dość mocno gazowany.
Czuć nieco chemiczną żurawinę i posmak piwa.
Żałuję, że pozbyłam się już puszek, bo nie pamiętam, jaka była rzeczywista zawartość piwa.
Obstawiam, że ok. 85%, reszta to dosładzacze.
Byłam zawiedziona smakiem, ale tłumaczyłam sobie, że to może dlatego, że nie przepadam za żurawiną.
Smak był trochę piwny, trochę kwaskowy, trochę cierpki (cierpki jak prawdziwe owoce żurawiny). Fakt, że jestem osobą raczej niepijącą sprawił, że po tej małej puszeczce trochę zakręciło mi się w głowie.
Podsumowując: smakowało mi średnio, ten napój zasługuje na ocenę 3/10.



Frumalt Pear
Tutaj miałam wielkie nadzieje, bo gruszki uwielbiam i wszelkie gruszkowe rzeczy również.
Miałam nadzieję, że to cudo będzie smakować jak gruszkowe Somersby, nad brakiem którego ubolewam, bo w Polsce się go nie uświadczy.
Napój ma kolor jasnożółty, coś pomiędzy Lechem Shandy, a żółtą oranżadą Helleny.
Zapach już nie zwiastuje najlepiej, jest chemiczno-landrynkowo-w domyśle gruszkowy, ale gdybym nie wiedziała, to mogłabym nie odgadnąć "co też autor miał na myśli".
Pocieszałam się przed pierwszym łykiem, że może w smaku będzie lepiej, w końcu nie wszystko, co dobre pachnie różami. Niestety, nie było.
Tak chemicznie smakującego napoju nie piłam nigdy, dosłownie NIGDY wcześniej.
Wolałabym się napić Ludwika do mycia garów, niż po raz drugi skusić na ten napój.
Nie wiem, czym on smakował, ale na pewno nie gruszką. Miałam problem z tym, żeby wypić do końca tę puszeczkę 0,3 l, takie to było niedobre. Posmak piwa i posmak landrynkowej plastikowej chemii w proporcjach 1:1. Nawet samo wspomnienie napawa mnie obrzydzeniem, nigdy, przenigdy więcej tego dziadostwa nie kupię.
Ocena 1/10.

P.S. Napoje w momencie spożywania były mocno schłodzone, wolę nie myśleć, jak smakują lekko ciepłe...


12 sierpnia 2013

Magnumopodobne: Gelatelli Almond (Lidl)



Od razu zdradzę, że ze wszystkich opisywanych przeze mnie lodów (nie licząc oczywiście Magnum White) to właśnie te są moimi ulubionymi.
Można je dostać w Lidlu za jedyne 1,69 zł.
Moim zdaniem w ogóle nie odbiegają smakiem od Magnum Almond, nie zdziwiłabym się nawet, gdyby się okazało, że to ten sam producent.

Polewa jest gruba, chrupiąca, mocno czekoladowa, kremowa i z dużą ilością migdałów.
Same lody są rewelacyjnej jakości, wyraziście waniliowe, ale nie przesłodzone, pyszne!
Sama nie wiem, dlaczego dopiero dwa lata temu spróbowałam tych lodów, ale od tamtej pory je uwielbiam.
Gelatelli Almond to chyba najlepsze, co można kupić za  niecałe dwa złote, polecam.

Ocena 10/10.





11 sierpnia 2013

Meloniada na ochłodę i zdjęciowy misz-masz

Ostatnio było wiele naprawdę upalnych dni.
Niektórzy w taką pogodę czują się jak rybki w wodzie, a inni odliczają dni do zimy tuląc się do lodówki.

W takich warunkach należy spożywać jak najwięcej płynów.
Dziś podam przepis na orzeźwiający napój z melona z dodatkiem limonki, nazwałam to meloniadą :)

Składniki:

  • jeden melon galia
  • 1/3 szklanki cukru
  • 0,5 l wody niegazowanej
  • litr wody gazowanej
  • limonka
  • pokruszone kostki lodu


Melona kroimy na kawałki i odcinamy skórkę. Siekamy na małe kawałki i miksujemy blenderem.
Wodę niegazowaną podgrzewamy z cukrem, aż się rozpuści.
Limonkę kroimy na plasterki, wrzucamy do dzbanka. Dodajemy zblendowane kawałki melona, wodę z cukrem, dopełniamy wodą gazowaną. Schładzamy w lodówce.
Przed podaniem wrzucamy pokruszony lód.



Żródło: tumblr


Jako dodatek do dzisiejszego posta dorzucam trochę zdjęć :)



Kilka podpowiedzi, co jeszcze może się na blogu ukazać...

7 sierpnia 2013

Fasolka szparagowa z bazylią, masłem i pieprzem

Nadszedł w końcu sezon na fasolkę szparagową! Uwielbiam sezonowe warzywa i owoce, kiedyś z pewnością będę mieć działkę albo chociaż malutką grządkę, gdzie będę je hodować (albo raczej mój mężczyzna będzie o nie dbał, bo mój lęk przed robalami zapewne mi to uniemożliwi).
Po tygodniach narzekania, że fasolka w sklepach i na bazarach kosztuje grubo powyżej dziesięciu, a czasem i powyżej piętnastu złotych ceny w końcu spadły.
Z radością zakupiłam kilogram świeżutkiej fasolki po cenie 3,99 zł.
Żółta fasolka jest jednym z moich ulubionych obiadowych dodatków.
Smaczna i prosta w przygotowaniu.



Składniki na porcję dla dwóch osób:

  • ok. 300 g fasolki
  • łyżka soli
  • dwie łyżki masła
  • szczypta świeżo mielonego czarnego pieprzu
  • kilka listków świeżej bazylii


Fasolkę myjemy w zimnej wodzie. Odcinamy końcówki z obydwu stron.
Jeszcze raz płuczemy.
Gotujemy do miękkości (ok. kwadrans) w osolonej wodzie.
Odcedzamy.
Roztapiamy masło, polewamy nim fasolkę.
Już na talerzu posypujemy posiekaną bazylią i świeżo mielonym pieprzem.



Smacznego!


6 sierpnia 2013

Zapiekany omlet z kurczakiem i warzywami

Dzisiaj prosty przepis na danie, które może posłużyć za każdy posiłek w ciągu dnia - jest idealne zarówno na śniadanie, obiad i kolację.
Gościł już na łamach mojego bloga omlet na słodko, dziś pora na wytrawną wersję - zapiekany omlet z kurczakiem i warzywami.
No i serem, bo czymże by było zapiekane w piekarniku danie bez sera?




SKŁADNIKI:
Na placek:

  • dwa jajka
  • kilka łyżek mleka
  • kilka łyżek mąki
  • łyżka wody gazowanej
  • szczypta soli

Dodatki (porcja dla dwóch osób):

  • 250 g filetu z piersi kurczaka
  • czerwona papryka
  • dwie szalotki
  • pomidor
  • łyżka oliwy do smażenia
  • mozzarella tarta - ok. 200 g
  • zioła i przyprawy do smaku


Z przygotowanych składników smażymy omlety:
miksujemy żółtka jajek z mlekiem, mąką i solą, białka ubijamy, mieszamy wszystko razem, na koniec dodajemy wodę, by ciasto było puszyste.
Smażymy z dwóch stron.
Następnie układamy omlety na płasko w żaroodpornym naczyniu.

Przygotowujemy gulasz:
mięso, paprykę, pomidora i cebulę kroimy na małe kawałki.
Wszystko oprócz pomidora wrzucamy na patelnię z rozgrzaną oliwa i dusimy na małym ogniu przez 10-15 minut.
Na dwie minuty przed końcem dorzucamy pomidora, dusimy przez chwilę, by woda odparowała.
Tak przygotowany gulasz wykładamy na omlety - ok. 2/3 całości.
Omlety zawijamy, na wierzch wykładamy resztę gulaszu, posypujemy obficie serem i zapiekamy przez 10 minut w piekarniku nagrzanym do 175 stopni.
Podajemy z sałatką.


5 sierpnia 2013

Argus Rubi - malinowe piwo z Lidla

Opisywałam całkiem niedawno swoje wrażenia na temat lidlowego radlera - napoju Argus Lemonade.
Niedawno miałam okazję skosztować innego Argusa, tym razem było to piwo, a nie radler.
Mowa o Argusie Rubi - piwie malinowym.


Jak już napisałam, nie jest to napój o obniżonej zawartości alkoholu, a piwo z aromatem malinowym.
Zawartość alkoholu to równiutkie 5%, a cena to 1,99 zł.



Rubi jak mniemam jest piwem przeznaczonym dla kobiet.
Mamy uroczą nazwę (zdecydowanie Rubi brzmi lepiej, niż Trixx, który był dostępny jakiś czas temu w Biedronce i został zastąpiony piwem o nazwie Mali, o którym również niedługo napiszę), różową puszkę (swoją drogą też uroczą, trochę sroczka ze mnie, lubię to, co się świeci :D) i naprawdę udany smak.
Poważnie, ostatnio cierpię na odzwyczajenie od alkoholu i nie smakują mi nawet piwa które kiedyś bardzo lubiłam, są za mocne, zbyt chmielowe, za gorzkie.
Przed tą mającą miejsce parę dni temu, moja ostatnia konsumpcja Argusa Rubi miała miejsce latem 2011, nie zapamiętałam tego smaku zbyt dobrze i teraz się zastanawiam dlaczego.
To piwo nie jest średnie, to nie coś na zasadzie "plus za to, że nie trzeba wylać, da się wypić, wypić, zapomnieć i więcej nie kupić". O nie!
To naprawdę smaczne piwo.
Nie jest chmielowe i gorzkie w smaku, malina jest mocno wyczuwalna i bez chemicznego posmaku.
Nie traci gazu w ciągu kwadransa.
Po tym, jak odkryłam je na nowo z pewnością będę regularnie do tego smaku wracać.
Bardzo polecam :)

Ocena ogólna: 8,5/10.


4 sierpnia 2013

Magnumopodobne - Arietta z migdałami (Biedronka)

Ostatnio w ramach cyklu (powiedzmy, że mogę tak to nazwać i może nikt mnie za to nie ukamienuje) "Magnumopodobne" pisałam o lodach Nut z Tesco (żeby zobaczyć post należy kliknąć na "magnumopodobne" w tagach pod postem).
Dzisiaj pora na biedronkową Ariettę.
Kosztuje ona prawie tyle samo, co Nut - 1,65 zł. 

Arietta jest nieco wierniejszym niż Nut odwzorowaniem Magnum Almond - zamiast orzeszków w polewie ma faktycznie migdały. 
To dobrze, bo wolę migdały od fistaszkowego posmaku.




Czekolada jest delikatniejsza, niż ta, którą oblane są lody z Tesco.
Mocno mleczna, kremowa i intensywna w smaku, nie jakiś produkt czekoladopodobny rodem z PRLu.
Podobnie, jak w tescowych lodach, tutaj też nie pożałowano czekolady i migdałów, mamy naprawdę grubą warstwę smakowitej polewy.
Lody są smaczniejsze, niż te z Tesco. Tutaj nie tylko widzimy drobinki wanilii. Możemy wyraźnie poczuć, że Arietta jest waniliowa, a nie bezsmakowa.
Nie lubię lodów, które smakują co najwyżej zamrożonym "napojem mlecznym UHT".
Te na szczęście nie smakują tak.
Nie są mocno zmrożone, są puszyste, delikatne i mocno waniliowe, w połączeniu z dużą ilością dobrej jakościowo czekolady otrzymujemy naprawdę smaczne połączenie.

Podsumowując: Arietta bije na głowę wytwór rodem z Tesco.

Jako ciekawostkę dodam, że jeszcze rok temu lody Arietta bynajmniej nie urywały mi pupy.
Właśnie dlatego jakoś z bólem przyszło mi testowanie w tym roku z myślą o blogu właśnie.
I całkowicie niepotrzebnie, bo od zeszłego roku zmienił się producent tych lodów (niepotrzebnie wyrzuciłam papierek, bo chętnie bym się dowiedziała jaka firma robi takie smaczne lody) i smak dzięki temu uległ wyraźnej poprawie.
Szkoda, że zmiana producenta nie zawsze działa w tę dobrą stronę ;)

Ocena ogólna: 9/10.






P.S. Tak właśnie wygląda idealne letnie niebo:



Pozdrowienia od okularnika.

1 sierpnia 2013

Browar de Brasil - Marszałkowska 80

Lokalizacja: ścisłe centrum Warszawy, przy skrzyżowaniu Marszałkowskiej i Wspólnej.
Nazwa: mało zachęcająca (browar i Brazylia razem? nie wydaje mi się).
Opinie na Gastronautach: jeszcze mniej zachęcające.
Zapał mojego mężczyzny i jego ciotecznego brata do odwiedzenia tej knajpy: ogromny (i zrozum tu facetów...).

Z góry zaznaczam, że jest to post z kategorii "ku przestrodze".




Zacznę od tego, że wystrój szału nie robi.
Kelnerki mogą się podobać, ale ich walory estetyczne nie rekompensują tego, że obsługa ogólnie pojęta jest strasznie niekompetentna i opieszała.

Kolejnym aspektem do omówienia jest "browar" w nazwie.
Knajpa totalnie się ośmiesza, bo piwa tam serwowane są po prostu niesmaczne.
O ile jeszcze koźlak da się wypić, to pils i pszeniczne są kwaśne i absolutnie nie do zaakceptowania, zwłaszcza za 18 zł.

Jedzenie.
Filet z kurczaka zapiekany ze szpinakiem i serem był niezły. Tylko niezły, bo brakowało mi tam odrobiny czosnku (nic tak nie podkreśla smaku szpinaku, jak czosnek), no i zamiast smażonego ryżu w roli dodatku bardziej pasowałyby pieczone ziemniaczki.
Nie ma tu co się rozpisywać, ciężko schrzanić filet z kurczaka.
Surówki z kapusty smakowały jak żywcem wyjęte ze szkolnej stołówki, były cieknące i bez smaku.
Stek z karkówki już mi tak nie smakował. Mięso było twarde, czuć było w nim naprężone ścięgna.
Ziemniaczki z kolei mogłyby być mniej tłuste.
Sałatki nie komentuję, bo ogólnie nie cierpię pomidorów i nie byłaby to obiektywna opinia.
Ale nie była to sałatka z najwyższej półki, ot zrobiona małym kosztem mieszanka sałaty (nawet nie był to miks różnych sałat) i grubo pokrojonych pomidorów, ogórków i cebuli.
Sernik z musem również mnie nie zachwycił. A konkretniej ten rzekomy mus mi nie smakował, dla mnie to smakowało (i wyglądało) jak jakiś dżem typu Tesco Value.
Masa serowa poprawna.
Grillowany ananas za to był całkiem smaczny, jest to dosyć nietypowy deser, cynamon jest mocno wyczuwalny, naprawdę słodkości.

Ceny dań głównych to 26,90 zł, ceny deserów to 11, 90 zł.
Moim zdaniem dania serwowane w tej knajpie absolutnie nie są warte nawet połowy swoich cen.
Odradzam.

Ocena ogólna: 2-3/10.



Grillowany filet z kurczaka ze szpinakiem zapieczonym z serem

Stek z marynowanej karkówki z pieczonymi ziemniakami i sałatką

Sernik z musem jeżynowym

Ananas grillowany w cynamonie i brązowym cukrze