30 czerwca 2013

Kufle i Kapsle - nowy bar na Nowogrodzkiej

Około połowy czerwca w centrum Warszawy (Nowogrodzka 25) powstała nowa knajpa - Kufle i Kapsle.
Można tam nabyć około 80 rodzajów piwa.
Próbowałam dziś pszenicznego, piwa o nazwie pacyfik (pachnie egzotycznie, smakuje dość tradycyjnie), ciemnego piwa, piwa ryżowego i piwa o aromacie mango.
Każde z nich było dobrej jakości i dość smaczne.
Ceny to 6-8 zł za piwo 0,3 l i 8-11 zł za duże piwo 0,5 l.
Wystrój jest nietypowy - meble kompletnie do siebie nie pasują, są to stare krzesła, stoły i lampy, jedna ściana jest wykończona surową cegłą, inne są czarne bądź pomalowane dwoma różnymi kolorami.
Ma to swój urok i niesamowity klimat, mnie osobiście wystrój bardzo się podobał.
Obsługa jest miła, muzyka nie jest bardzo głośna, spokojnie można usiąść i porozmawiać.
Osobiście bardzo polecam to nowe miejsce wszystkim Warszawiakom, sama zapewne też jeszcze tam wrócę.












28 czerwca 2013

Jogurty włoskie z Lidla: limonka & mascarpone oraz zabaglione

W ubiegłym tygodniu w Lidlu trwał włoski tydzień tematyczny.
Oprócz makaronów i suszonych pomidorów nabyłam wtedy też jogurty.
Do wyboru były cztery smaki:

  • limonka i mascarpone
  • nocciolata
  • zabaglione
  • migdał i marcepan


Smaki nocciolata i migdałowo-marcepanowy okazały się w moim najbliższym Lidlu niedostępne, dlatego kupiłam dwa pozostałe. W koszyku wylądowały dwa jogurty limonkowe i jeden zabaglione, które widać na zdjęciu.



Skonsumowałam już obydwie wersje i śmiało mogę powiedzieć przede wszystkim to, że skład nie zachwyca - w jogurtach zastosowano syrop glukozowo-fruktozowy.
Jeżeli chodzi o sam smak, to na szczęście nie jest sztuczny czy chemiczny.
Jogurty są gęste i bardzo kremowe. Pachną bardzo apetycznie.
W jogurcie o smaku zabaglione faktycznie czuć masę jajeczną. Zapach troszkę przywodzi na myśl inny jogurt z Lidla - taki o smaku likieru jajecznego.
Jogurt limonkowo-mascarpone moim zdaniem jest pyszny. Bardziej serowy, niż limonkowy, kremowy, wyrazisty, nie za słodki.
Podsumowując - bardzo polecam osobom, które nie boją się raz na jakiś czas zjeść czegoś, co ma w składzie rzeczony syrop g-f.
Jedynie cena moim zdaniem mogłaby być niższa, bo ponad 1,50 zł za malutki kubeczek to sporo.

26 czerwca 2013

Chocolate chip cookies

Mamy dziś chłodny i deszczowy dzień, szary, bury i ponury. Taki, który aż się prosi o coś poprawiającego nastrój. A co lepiej poprawia nastrój, niż czekolada?
Ciastka z czekoladą! 
Upiekłam proste i pyszne chocolate chip cookies.






Składniki na ok. 15 sporych ciasteczek:

  • jajko
  • 3/4 szklanki cukru
  • szklanka mąki
  • szczypta soli
  • łyżeczka sody
  • 50 g masła
  • czekoladowe kropelki bądź pokrojona na małe kawałeczki deserowa czekolada



Masło roztapiamy, zostawiamy do przestudzenia.
Jajko ucieramy z cukrem, ciągle miksując dodajemy masło, mąkę, sól i sodę.
Jeżeli ciasto jest nadal za rzadkie lub za klejące, dodajemy więcej mąki.
Ciasto nakładamy łyżką na blachę wyłożoną papierem do pieczenia, jedno ciastko to porcja wielkości orzecha włoskiego. Ciastka spłaszczamy i dekorujemy czekoladą.
Pieczemy ok. 12 minut w piekarniku nagrzanym do 180 stopni.
Ciastka w momencie wyciągania z piekarnika powinny być miękkie.
Studzimy je na kratce.







Smacznego!

23 czerwca 2013

Maślankowo-cytrynowe lody Gelatelli

Większość Wizażanek zaglądających na forum na wątek o produktach z Lidla na pewno kojarzy te lody.
Są obiektem wielokrotnych zachwytów. Podobno boskie, pyszne i tak dalej.
Do wczoraj nie miałam nigdy okazji ich spróbować.
Pewnie nieraz widziałam je robiąc zakupy, ale nigdy nie przyciągnęły mojego wzroku na dłużej, nie spowodowały u mnie ślinotoku ani nie mówiły do mnie "Mamo".
Dlatego też nigdy wcześniej nie wylądowały w moim koszyku.
Pod wpływem forum (Wizaż to zło!) chciałam je kupić już parę dni wcześniej, ale w jednym Lidlu nie było nawet śladu po nich, ani miejsca, w którym mogłyby się znaleźć po ewentualnej dostawie, a w drugim zostały po nich tylko pusty karton i wielka kartka z ceną.
Wczoraj jednak miałam szczęście w tych poszukiwaniach - trafiłam na pełniusieńkie kartony ze wszystkimi smakami rożków.





Lody maślankowe prawdopodobnie powinny smakować podobnie do jogurtowych. Przynajmniej ja tak uważam.
Jogurtowe jadłam z Grycana i rożek Gelatelli bardziej przypomina klasyczne śmietankowe lody, niż jakikolwiek jogurtopodobny wynalazek.
Proporcje w rożku to mniej więcej pół na pół maślankowe lody z cytrynowymi.
Do tego mamy sos cytrynowy, którego jest całkiem sporo.
Cytrynowe lody jak na owocowe są całkiem smaczne, ale bardzo delikatne w smaku.
Wafelek moim zdaniem jest trochę za twardy i za kruchy, łatwo się przez to pobrudzić.
Lody nie orzeźwiają, jak to było na forum sugerowane, nie mają określonego smaku, są trochę nijakie. Sos trochę ratuje sytuację.
Nie tego się spodziewałam po tym, jak były wychwalane pod niebiosa przez co najmniej kilka osób, jestem zawiedziona, niestety.
Ocena końcowa to jakieś 6/10.



Zakupiłam też wczoraj w Lidlu jogurty z tygodnia włoskiego - dwa o smaku limonkowo-mascarpone i jeden o smaku zabaglione. Jak tylko ich spróbuję, to podzielę się swoimi spostrzeżeniami :)

16 czerwca 2013

Biszkopt z budyniem, truskawkami i deserową czekoladą

W lodówce zalegało mi przez dwa dni pół kilograma truskawek kupionych w Lidlu na przecenie za 1,20 zł.
Nie bardzo wiedziałam, co z nimi zrobić, ale zajrzałam na bloga koleżanki http://cuisinealapetit.blogspot.com/ i doznałam olśnienia. Przecież miałam robić tartę z budyniem i truskawkami!
Postanowiłam jednak, że zrobię coś troszkę innego, niż krucha tarta, mianowicie biszkopt.





Składniki na biszkopt:

  • 5 jajek
  • szklanka cukru
  • półtorej szklanki mąki
  • 2-3 łyżeczki proszku do pieczenia
  • łyżeczka octu
  • 3-4 łyżki oleju


Inne składniki:

  • budyń (u mnie śmietankowy z białą czekoladą)
  • pół litra mleka do budyniu
  • truskawki
  • deserowa czekolada (ok. 50g)







Oddzielamy białka od żółtek. Żółtka mieszamy z octem, a białka ubijamy na sztywną pianę. Po ubiciu dodajemy do białek cukier i dalej miksujemy na gładką masę, by nie było czuć cukrowych kryształków.
Następnie ciągle miksując dodajemy żółtka z octem, olej, proszek do pieczenia i przesianą mąkę.
Dokładnie mieszamy, wylewamy ciasto do wysmarowanej tłuszczem formy i pieczemy ok. 30 minut w temperaturze 175 stopni.
Po upieczeniu zostawiamy ciasto na kolejne 30 minut w wyłączonym piekarniku.




Gotowy biszkopt smarujemy przygotowanym wcześniej budyniem, a następnie ozdabiamy pokrojonymi truskawkami i roztopioną z odrobiną mleka deserową czekoladą. 



Smacznego!

14 czerwca 2013

Tagliatelle z kurkami w śmietanie

Buszując dziś po bazarku w poszukiwaniu warzyw natrafiłam na kurki. Nie jadłam kurek od prawie 2 lat, więc postanowiłam je zakupić, pakując je do torebki już miałam wizję dzisiejszego obiadu.
Miałam w lodówce świeży makaron tagliatelle z Lidla (bardzo polecam!), a śmietany i przypraw nigdy u mnie nie brakuje.





Składniki:

  • makaron tagliatelle - ok. 100 g na osobę
  • kurki świeże lub mrożone - ok. 25-40 g na osobę
  • śmietanka 30%
  • masło
  • cebulka dymka
  • przyprawy


Kurki myjemy, następnie należy je sparzyć wrzątkiem, by wyeliminować gorzki posmak.
Cebulkę obieramy i kroimy w piórka, rozgrzewamy patelnię z łyżką masła. Podsmażamy kurki z cebulką przez ok. 10 minut, potem zmniejszamy ogień, dodajemy śmietanę i przyprawy i podduszamy wszystko razem przez kwadrans. W międzyczasie gotujemy makaron.
Podajemy z parmezanem i świeżą pietruszką.

Można zrobić też lżejszy sos będący połączeniem 1:1 śmietanki 30% i wywaru mięsnego.



Smacznego!

11 czerwca 2013

Wielki Gatsby - recenzja

Miałam wczoraj niewątpliwą przyjemność udania się do Multikina na dowolnie przeze mnie wybrany film.
Wybrałam Wielkiego Gatsby'ego, ponieważ książkę dobrze znam i lubię, a obsada filmu jest bardzo zachęcająca.


Książka Francisa Scotta Fitzgeralda to klasyka w czystej postaci. Czytałam ją po angielsku jeszcze w liceum i potem na studiach, a potem z ciekawości sięgnęłam po egzemplarz w języku polskim.
Jest to dzieło ponadczasowe, zarazem proste i finezyjne, doskonale się je czyta.
Temat niespełnionej miłości i stawiania wszystkiego na jedną kartę był uniwersalny sto lat temu i będzie taki nadal za kolejne sto lat.
Książka doczekała się do tej pory pięciu ekranizacji, w tym jednej jeszcze za życia Fitzgeralda.
Filmy powstawały odpowiednio w 1926, 1949, 1974, 2000 i 2013 roku.
Widziałam wcześniej filmy nakręcone w latach 1974 i 2000. O ile ten pierwszy mi się podobał, o tyle drugi był słaby, nawet jak na produkcję telewizyjną, którą był.
Zwiastuny najnowszej adaptacji klasyka zaczęły być wyświetlane w kinach jeszcze w ubiegłym roku.
Już po samych trailerach i plakatach ze złotą czcionką było wiadomo, że to wysokobudżetowa produkcja.
Za reżyserię i scenariusz odpowiada Baz Luhrmann, który już kiedyś pokazał, jak rewelacyjną produkcję w stylu retro potrafi stworzyć. Jeżeli chodzi o jego Moulin Rouge, to nie ma się do czego przyczepić, jest to produkcja dopracowana w każdym calu.
Wielki Gatsby również taki jest. 





To film nakręcony z ogromnym rozmachem - nic na pół gwizdka.
Wszystko w nim jest absolutnie doskonałe - kostiumy, scenografia, efekty, aktorstwo, dialogi. Aranżacje wnętrz są nieziemskie, naprawdę można się poczuć, jakbyśmy cofnęli się w czasie, a przecież byłam tylko na projekcji 2D.
Reżyseria na najwyższym poziomie, montaż scen również. Doskonale rozplanowane zbliżenia i sceny ukazane w zwolnionym tempie.
Film jest długi, trwa niemal 2,5 godziny, a ogląda się go bez chwili znudzenia, cały czas mamy barwne dialogi, muzykę, dużo świecidełek i kolorów, to prawdziwa uczta dla oczu.
No i mamy bardzo realistycznie zagrane postaci.
W roli tytułowej fenomenalny DiCaprio. Myślę, że ten aktor pozbył się już łatki ładnej buzi z Titanica. Bo jest rewelacyjny w tym, co robi.
Jako Jay Gatsby doskonale oddaje emocje swojego bohatera. Można wszystko wyczytać z jego twarzy, spojrzenia.
Smutek, nostalgię, przerażenie.
W roli Daisy obsadzono Carey Mulligan.
Obawiałam się trochę tego wyboru, bo widywałam tę aktorkę głównie w rolach niewiniątek - Drive, Wstyd, Najlepszy, Wall Street, An education. Nie wiedziałam, jak sobie poradzi. A poradziła sobie rewelacyjnie. Doskonale się odnalazła w roli lekkomyślnej damy żyjącej niemal sto lat temu.
Tobey Maguire, którego dawno w żadnym filmie nie widziałam był w swojej roli fenomenalny, na Islę Fisher również miło się patrzyło, zresztą trudno się temu dziwić, to w końcu piękna i utalentowana aktorka.
Prawdziwym objawieniem jest jednak młoda aktorka o swojsko brzmiącym nazwisku - Elizabeth Debicki.
Wcielała się ona w rolę Jordan Baker. Z początku myślałam, że to Emily Blunt, ale okazało się, że jednak nie. Elizabeth to początkująca aktorka, Gatsby jest jej drugim filmem. Na ekranie była wręcz magnetyzująca, jakby była stworzona do swojej roli. Z przyjemnością zobaczę ją w innych filmach, myślę, że po Gatsbym nie narzeka na brak propozycji :)

Podsumowując - wyszłam z kina zachwycona. 
Ocena - 9/10.

7 czerwca 2013

It's a disaster - recenzja

Miałam okazję w środę 5 czerwca być na przedpremierowym pokazie filmu It's a disaster (polski tytuł Taka piękna katastrofa) w warszawskim kinie Luna.


Plakat filmu


Idąc na seans nie wiedziałam zbyt wiele o tym filmie, a informacje, które udało mi się uzyskać na Filmwebie pozwoliły mi wstępnie przyrównać Katastrofę do Rzezi.
Tutaj pojawiło się moje sceptyczne podejście do filmu, bo Rzeź niespecjalnie mi się podobała, momentami wręcz klaustrofobiczny klimat nie przypadł mi do gustu.
W Katastrofie mamy większą liczbę pierwszoplanowych postaci - nie licząc sąsiada pojawiającego się na ekranie dosłownie na chwilę i spóźnionych gości mamy ośmioro głównych bohaterów.
W obsadzie mamy znane twarze - większość osób pewnie kojarzy Julię Stiles ze filmów dla nastolatków powstałych grubo ponad dekadę temu, gdy ja sama byłam nastolatką, z serii o Jasonie Bournie i z popularnego serialu Dexter.
Tak samo America Ferrera jest znana sporej części polskiej widowni - wiele osób bowiem oglądało ją w tytułowej roli w telewizyjnym serialowym hicie Ugly Betty.
Poza porządną obsadą pewnie ciężko będzie znaleźć argument mający zachęcić przeciętnego zjadacza chleba do pójścia na film, o którym nie jest wszędzie głośno i o którym niezbyt wiele wiadomo. Wszak wybierając się na blockbuster możemy nastawić się przynajmniej na rozrywkę wyższych lub niższych lotów. Filmy, których plakaty reklamowe nie zaśmiecają połowy miasta bywają pod tym względem ryzykowne.
Jest to niskobudżetowe kino, jak już pisałam, obsada w zasadzie ogranicza się do ósemki bohaterów, całe miejsce akcji to dom i garaż na przedmieściach Los Angeles, a cała akcja sama w sobie to rozmowy wspomnianych bohaterów.
Tego typu produkcja może okazać się spektakularną porażką, filmem, który będziemy wspominać latami w kontekście "Boże, jakie to było beznadziejne!".
Ale może też okazać się kinem cynicznym, inteligentnym i błyskotliwym przeznaczonym głównie dla właśnie takich ludzi - bystrych, cynicznych, biegłych w języku ironii. Z uszczypliwymi dialogami i trafnymi ripostami.
I to jest właśnie ten drugi rodzaj filmu.
Gatunkowo określiłabym Katastrofę jako czarną komedię, dziwne, że żaden filmowy portal tak tego filmu nie sklasyfikował, bo moim zdaniem dramat to to nie jest.
Już w momencie napisów początkowych, gdy z głośników płynie muzyka klasyczna poprzedzająca pierwszy z naprawdę wielu rewelacyjnych dialogów wiedziałam, że film mi się spodoba.
Akcja filmu opiera się na spotkaniu siódemki przyjaciół na niedzielnym brunchu dla par. Tracy (Stiles) przyprowadza swojego nowego chłopaka, jest to ich trzecia randka.
Atmosfera jest gęsta, mamy w filmie:

  • parę - panią naukowiec i pana nerda, którzy są zaręczeni od 6 lat, ale nie mogą zdecydować się na ślub
  • małżeństwo wyluzowane aż do przesady, prowadzące wręcz rozwiązły tryb życia
  • małżeństwo gospodarzy skrywające swój sekret
  • Tracy, która ma wyjątkowego pecha - każdy mężczyzna, z którym się umawia okazuje się szalony
  • Glenna - nowego chłopaka Tracy
Mamy w filmie kłótnie, przytyki, całą masę niezręcznych sytuacji, a momentem tytułowej katastrofy jest pojawienie się sąsiada gospodarzy - Emmy i Pete'a w kombinezonie przeciwpromiennym. Przyszedł on zapytać o zapasowe baterie.
Okazuje się, że w centrum LA miały miejsce wybuchy bomb atomowych i powietrze w okolicy jest skażone.
W tym momencie przypominamy sobie, że w momencie napisów początkowych w akompaniamencie klasycznej muzyki podziwialiśmy starą czarno-białą fotografię przedstawiającą plażę z palmami, później widok się oddalił i naszym oczom ukazał się drugi plan fotografii - grzyb atomowy.
Przyznam szczerze, że nie spodziewałam się takiego zwrotu akcji.
Od momentu, gdy dowiadujemy się o wybuchach robi się coraz ciekawiej.
Możemy obserwować cały wachlarz emocji i zachowań: mamy nadzieję, niedowierzanie, desperację, zrezygnowanie. 
Postaci są zagrane bardzo naturalnie, muzyka jest świetna, a dialogi to mistrzostwo świata.
To kawałek bardzo dobrego współczesnego niezależnego kina, naprawdę serdecznie polecam!

Ocena - 8,5/10.

3 czerwca 2013

Podsumowanie weekendu - piknik lotniczy w Płocku i nie tylko :)

Wracam po dwudniowej nieobecności :)
Weekend minął mi bardzo aktywnie.
Sobotę spędziłam w Płocku na pikniku lotniczym.
Pogoda dopisała średnio, dzień skończył się wielką burzą, ale i tak byłam zadowolona z wyjazdu.
Niestety mam jedno "ale" do organizatorów - część pokazów z programu się nie odbyła, oczywiście bez żadnego wyjaśnienia. No i organizacja transportu z lotniska na rynek była fatalna - jechanie autobusem wypchanym ludźmi jak puszka z sardynkami nie jest najprzyjemniejszym przeżyciem, zwłaszcza po staniu w ulewie przez 20 minut i czekaniu na ten właśnie autobus.
Za to bardzo podobał mi się Płock od strony wizualnej - piękny rynek, sporo zieleni, klimatyczny zamek i inne atrakcje.
No i sama podróż i rozmowy z nawigacją typu "-Teraz skręć w lewo. -Nie kłam!" były bezcenne.
Niedziela z kolei była dniem spędzonym na Tarchominie w gronie bliskich, było jedzenie, drinki, oglądanie meczu w knajpie i miło spędzony czas.
















2 czerwca 2013

Pizza capriciosa i sos ziołowo-chilli - przepis

TUTAJ podawałam już przepis na bardzo proste w wykonaniu ciasto do pizzy.
Dzisiaj przepis na najbardziej klasyczną pizzę, taką, którą chyba każdy lubi - capriciosę.
Nie ma nic bardziej uniwersalnego na pizzy, niż połączenie szynki, sera i pieczarek. Tutaj nie ma niczego, co mogłoby się nie udać czy nie pasować.
Bazą jest oczywiście ciasto zrobione według przepisu z powyższego linka.


Potrzebujemy na jedną pizzę około 4 spore pieczarki i ok. 150 g wędliny.
Dodatkowo oczywiście mały słoiczek koncentratu pomidorowego lub puszkę pomidorów do zblendowania, siekaną bazylię, tymianek, czosnek, mozzarellę.




Tym razem zrobiłam jednak nieco inny, ziołowo-paprykowy sos do pizzy zamiast zazwyczaj stosowanego czosnkowego.

Składniki na sos:

  • jogurt naturalny i majonez w proporcjach 2:1
  • suszony koperek - łyżeczka od herbaty
  • bazylia - spora szczypta
  • mielona słodka papryka - mniejsza szczypta
  • pieprz - odrobina
  • sól - może być pominięta
  • słodki tajski sos chilli (dwie łyżeczki) lub suszone chilli i odrobina cukru (zalecam sos, jest bardzo uniwersalny, idealnie sprawdza się jako marynata do mięs)



Smacznego! :)

1 czerwca 2013

Wafelki Estella z Biedronki

Jestem wielką fanką słodyczy, wszystkiego co czekoladowe i często robię zakupy w dyskoncie z owadem. Więc całkowicie zrozumiałe jest to, że trafienie na biedronkową wersję Princessy było tylko kwestią czasu.
Pierwszym godnym uwagi faktem o wafelkach Estella jest to, że są naprawdę bardzo BARDZO słodkie.
Więc na pewno nie będą smakować miłośnikom gorzkiej czekolady i innych mniej słodkich słodyczy.
Drugi fakt to to, że nie mają najlepszego składu. Jest to więc przysmak do nabycia raczej od święta.
Co prawda syropu glukozowo-fruktozowego w składzie nie ma, za to można na liście znaleźć tłuszcze utwardzane. To tak ku przestrodze.



Opiszę dziś wafelki o smaku kokosowym toffi.
Estelle występują jedynie w wersji XXL - 50g. Koszt wafelka to 95gr.
Dostępne smaki to toffi, orzechowy, kokosowy, deserowy i prawdopodobnie jeszcze jakieś, jednak od dłuższego czasu w mojej okolicznej Biedronce dostępne są tylko te.
Niedawno opakowania Estelli zmieniły szatę graficzną, moim zdaniem teraz papierki wyglądają bardziej estetycznie.

Estella deserowa przypomina mi klasyczne Grześki w granatowym papierku, Estella orzechowa smakuje jak orzechowa Princessa.





Estella kokosowa z kolei smakuje prawie identycznie, jak kokosowe Prince Polo w mlecznej czekoladzie. To, które dostałam od zaprzyjaźnionej Wizażanki, a którego ja u siebie w okolicy dosłownie nigdzie nie mogę dostać.
Czekolada, którą jest oblany jest mleczna, mocno kremowa i dobrej jakości.
Krem biały, mocno kokosowy, bardzo słodki.

Estella toffi jest bardzo, bardzo słodka.
Wafelek jest miękki, nie kruszy się mocno, z łatwością daje się skonsumować.
Czekolada identyczna, jak w wafelku kokosowym - mleczna, kremowa, pyszna. 
Krem ma kolor karmelu, zapach całego wafla jest czekoladowo-karmelowy.
Wafelkiem można się naprawdę solidnie zasłodzić, zdecydowanie wystarczy na dzienną dawkę słodyczy nawet dla takiego łasucha jak ja.

Wafelki bardzo lubię i będę jeszcze wiele razy do nich wracała, jeżeli chodzi o smakowitość, to zdecydowanie zasługują na ocenę 9,5/10.